czwartek, 3 listopada 2022

1-2 -3 listopada

Australia 2022 r.

1 listopada 2022

2 listopada

Nadjeszła wielkopomna chwila jak mówił Pawlak.- wyjeżdżamy dziś; kierunek Australia z punktem docelowym Wyspą Bożego Narodzenia. 

Skład stały Marcin i ja .

Samolot mamy o 18.40 Bartek zawozi nas na lotnisko. Gdy odprawiamy się facet z linii lotniczych aż jęknął. "Do Australii??? Muszę przeczytać jakie dokumenty są potrzebne". Sprawdza nasze wizy . Wszystko w porządku. Ale zabiera paszporty i gdzieś wychodzi. Nie wiemy co sprawdzał, ale po powrocie wydaje nam karty boardingowe na wszystkie loty i paszporty i witaj przygodo!!!!

Na lotnisku idziemy coś zjeść, bo Marcin stwierdził, że w liniach tureckich na takim krótkim locie to dostaniemy co najwyżej batona. On dostaje pół metra żeberek, ja burgera. Żeberka pyszne tak twierdzi Marcin. Samolot zapełniony na full. Wylatujemy z godzinnym opóźnieniem. W Stambule mamy 2 pół godziny na przesiadkę. Trochę się denerwuję, czy zdążymy, bo nie znam nowego lotniska w Stambule. Marcin pociesza mnie, że nadrobi. czas po drodze. Nic nie nadrobił. Na szczęście Turcy nie są tacy gorliwi jeśli chodzi o prześwietlenie pasażerów i możemy bez jakichkolwiek kontroli iść do bramki naszego samolotu do Singapuru. W samolocie z Warszawy dali nam kolację . Jestem najedzona i muszę napić się herbaty. Kupujemy ją w jakimś barze po drodze do gatu. Jak się dowiaduję że mała herbatka w papierowym kubeczku to 4 dolary to odechciewa mi się jej, ale trudno trzeba było się pytać o cenę, a potem zamawiać. W samolocie do Singapuru siedzimy oddzielnie. Marcin ma super miejsce na początku samolotu. Siedzi przed ścianką i ma mnóstwo miejsca na nogi. Ja trafiłam dużo gorzej. Planowaliśmy początkowo, że zamienimy się miejscami by siedzieć razem.  Nie zamieniamy się miejscami, chociaż jest taka możliwość, bo koło mnie siedzi dziewczyna , która podróżuje samotnie, ale Marcin ma dobre miejsce więc po co ma sobie pogarszać, a lot przecież trwa ponad 10 godzin. Lecimy śpimy, jemy pijemy. 10 godzin to jednak długi czas na lot. Tym bardziej, że siedzę przy oknie i  jak chcę wstać to muszę podnieść jeszcze dwie osoby siedzące obok mnie. Ze Stambułu startujemy z półgodzinnym opóźnieniem. Samolot pełniutki. w Singapurze  lądujemy z takim samym opóźnieniem. Tu  mamy jeszcze mniej czasu. My jesteśmy jeszcze w samolocie, a z karty pokładowej wynika, że  zaczął się boarding do Perth. Wysiadam z samolotu  mocno spięta. Nie widzę Marcina, który wysiadł wcześniej, Przy wyjściu z rękawa czeka pracownica, która wyłapuje podróżnych lecących do Perth. Ja szukam Marcina,. Po chwili się znajduje. Szukamy gatu, o którym mówiła kobieta. Ja nie zrozumiałam o co chodzi. Ona mówiła Gate Bravo 10. patrzę na tablicę a tam  samolot do Perth  odlatuje z gatu D49. Marcin mówi że B10. Bo według niego bravo to znaczy B.  na drugiej tablicy znajduję jednak samolot do Perth  z gatu B10. Okazuje się że  w tym samym czasie odlatują dwa samoloty do Perth. Nie wpadłabym na to, że Bravo oznacza B. Wprawdzie jako siostra krótkofalowca powinnam to wiedzieć, ale nawet nie skojarzyłam sobie  tych nazw..Przecież mogła mieć tabliczkę "Perth lot nr... gate B10" i wszystko byłoby jasne , a nie Bravo10 . Szczęśliwie  wsiadamy do samolotu. Jeszcze pięć godzin i będziemy na miejscu. Samolot Singapurskich linii lotniczych 787 wygodny z miłą obsługą . Wprawdzie już nie roznoszą jak kiedyś ciepłych wilgotnych ręczniczków do   wytarcia rąk, ale obsługa idealna. Lekko po północy lądujemy w Perth. Na granicy bez większych problemów z wyjątkiem sytuacji dodatkowej kontroli Marcina i jego paszportu. Bo nowy paszport i muszą sprawdzić  wszystkie dane szczególnie biometryczne. Marcin stoi, a oni porównują jego wygląd ze zdjęciem w paszporcie. Na szczęście paszport nie podróbka i idziemy do odprawy celnej. Kolejka bardzo długa. Australijczycy bardzo skrupulatnie sprawdzają czy nie przywozisz rzeczy zabronionych takich jak  żywność, nasiona itp. Nas wyłuskuje z kolejki młody celnik bierze nasze dokumenty i pyta mnie o leki jakie mam i proszę bardzo Pani Halina i Pan Marcin mogą wkroczyć do Australii. Śmiejemy się że takie staruchy to już dragów nie przewożą. Teraz taksówka i do hotelu. Spać się bardzo chce. Pokój ok. Idziemy spać. Marcin zasypia, a ja nie. Czytam  wiadomości z komórki, biorę leki i nic, Zasypiam o wpół do szóstej.

3 Listopada 2022

Wstaję o wpół do ósmej. Marcin pije herbatę. Ubieram się i idziemy na śniadanie. Raczej nie zwala nas z nóg. Ale co się dziwić. To są pozostałości po Anglikach. Ruszamy w miasto. Marcin rano rozpracował dzień zwiedzania. Najpierw King Park. Do parku idziemy na piechotę. Nabrzeżem rzeki Łabędziowej. Wszędzie czyściutko, trawy skoszone. wszystko zadbane. Mało ludzi, tylko trochę biegaczy. Docieramy do parku i wspinamy się pod górę. W parku mnóstwo endemicznych roślin. Park zadbany. Wchodzimy do ogrodu botanicznego. Tu same australijskie endemity. Teraz jest tu wiosna więc mnóstwo kwiatów  kwitnie. Idziemy też ścieżką umieszczoną wysoko  wśród konarów eukaliptusów. Wypijamy zimne miejscowe piwo  i ruszamy do zoo. Marcin ustalił, że jedziemy tam bezpłatna linią cat niebieską, a potem promem. Tak też robimy. Pytamy jeszcze ludzi na  przystanku w którym kierunku mamy jechać. Ludzie tak się przejęli, że nawet w autobusie pokazywali nam gdzie trzeba wysiąść.  Promem w 8 minut docieramy na wyspę. ZOO  jest niedaleko. Nas interesują rodzime zwierzęta to jest kangury, walabie, wombaty, misie koala, ptaki i wilk tasmański. Zoo interesująco przygotowane. Są strefy różnych kontynentów. Do poszczególnych typów zwierząt wchodzi się odrębnymi ścieżkami ukrytymi wśród zieleni. Odwiedzamy zwierzęta australijskie,  Misie koala siedzą wśród drzew i trochę zasłaniają je liście. Kangury nadrzewne bardzo nam się podobały. Marcin zachwycił się ogromnym krokodylem różańcowym A potem Marcin musi   zobaczyć słonie i dwie żyrafy. Po 16 wychodzimy z zoo  i promem wracamy do miasta. Szukamy jakiejś knajpy. Marcin widział dużo na naszej ulicy hotelowej. Łazimy szukamy, wszystko zamknięte, albo w remoncie. Pytamy babkę w barze w markecie. Wysyła nas do włoskiej. Marcin trochę się pulta, że nie po to przyjechał do Australii, żeby jeść włoskie potrawy, ale jak zobaczyliśmy ceny w restauracji myśliwskiej, to przekonał się do włoskiej. Okazało się że stek, o którym marzył był też we włoskiej restauracji i był pyszny. . Najedzeni ruszamy do hotelu, bo mamy dużo roboty  ze zdjęciami i blogiem. Kupujemy po drodze wodę i zabieramy się do pracy. Ja odprawiam się on- line do odbioru samochodu w Broome, a  Marcin walczy ze zdjęciami, Jutro pobudka o 4,30. Niektórzy tak mają, że  nie lubią spać na urlopie.

to łapy kangura

Perth

promenada w Perth


dzwonnica w kształcie łabędzia


malownicza kładka 


pingwinek wita


czarny łabędź

owoce palmy




zrobione na szydełku kwiatki w wieńcu


owoc pandanusa

jakiś ptaszek

surykatki na spacerze?

co się drzesz?



pingwiny też są w Austarlii


jakiś ptak



diabeł tasmański

mis koala


dingo

jakiś ptak na jednej nodze



udało się


kangur nadrzewny

kangur nadrzwny

kangur nadrzewny

żółwie też są


piękny kwiat


z kolegą



3 komentarze:

  1. Piękna przygoda czekam na kolejne dni z ogromnym zainteresowaniem 👍

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten aparat na szyi to tak ze 100 000 km zrobił już chyba ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta chwila, to ona nadejszła... 🤣 A skład "ławeczki" nieco inny niż w Wilkowyjach... 🤣🤣🤣
    TW

    OdpowiedzUsuń