4 listopada 2022
Pobudka o 4.30 I tak niewiele spałam. Zmiana czasu i PESEL robią swoje. Taksówkarz już czeka. zawozi nas na lotnisko w 10 minut. Poprzednio jechaliśmy pół godziny. Chcę zrobić checkin ale mi cos nie wychodzi. W końcu udaje się. Teraz nalży oddać bagaż też z wtopa. Wszystko elektronicznie. Sam się odprawiasz sam wystawiasz pokwitowanie. Trzeba zeskanować kartę boardingową. która masz w komórce. ja oczywiście źle kładę komórkę i nie wychodzi . Wołam kobitę . Też jej coś nie gra, ale w końcu sukces . Bagaż nadany. Teraz czekamy na samolot . Odprawa bardzo uproszczona. Nawet pozwalają mi wnieść 1,5 litra wody na pokład. Po dwóch godzinach lądujemy w Broome. Upał jak w piekle. Taksówką jedziemy do wypożyczalni. Tam czeka na nas już przygotowany samochód. Krótka instrukcja i możemy jechać. Załatwiamy jeszcze z facetem sprawę karty do komórki. Wczoraj kupiliśmy kartę do internetu i możliwością dzwonienia do Polski bez limitu, ale nie Marcin nie mógł jej zarejestrować bo potrzebny był numer kogoś w Australii. Zadowoleni że mamy internet ruszamy na zakupy. Tu okazuje się że komórka Marcina z ta kartą nie działa. Wchodzimy do sklepiku innego operatora. Chłopak na wszystko pięknie ogarnął i mamy pełnię szczęścia. Robimy zakupy spożywcze na następne dni. Szukamy jakiegoś piwa lub innego alkoholu. Nigdzie nie ma. Okazuje się że jest bardzo ukryty. Gdy wchodzimy legitymują nas, Okazuje się że tam jest sprawdzane ile alkoholu kupujesz. Tylko dwie butelki na raz, Tak że sprzedawca musiał zeskanować mój paszport i Marcina i wystawić dwa rachunki, bo było więcej niż dwie butelki na głowę. Teraz ruszamy w drogę. Droga pusta, nużąca wszędzie pełno termitier. Marcin marudzi, że nie ma kangurów.. Spotykamy jednego zabitego, a na nim jakiegoś ptaka pożywiającego się padliną. Jest 43 stopnie w cieniu. Zatrzymujemy się po drodze żeby zrobić sobie cos do jedzenie. Samochód m lodówkę, stół, krzesła, Zatrzymujemy się na stacji Shella . pełno tu Aborygenów dokonujących zakupów spożywczych. Szukamy campingu . jest piąta po południu. .Wreszcie Marcin dostrzega pierwszego kangura. Jest ich po drodze coraz więcej. zamiast pilnować drogi liczy kangura Zaraz zrobi się ciemno, a my nie mamy doświadczenia w rozkładaniu namiotu. Internet nie działa więc film instruktażowy który Marcin wgrał nie do obejrzenia. A jedziemy na puste pole namiotowe. Prąd jest, umywalki, prysznice, ciepła woda. Rozbijamy namiot. Udało się bez instruktażu. Zjadamy kolacje i do spania Ja jestem tak padnięta, że zasypiam przy pisaniu bloga. Na kampingu jest trochę kangurów, Obserwują nas jak jakie plotkarki ze wsi, ale się nie zbliżają.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
wszystko kwitnie |
|
pierwsze kangury |
|
termitiery |
Liczenie kangurów ułatwia zasypianie... Tylko, że liczył Marcin, a zasnęła Halina... 🤣🤣🤣
OdpowiedzUsuńTW