10 listopada

10 listopada

wstajemy o wpół do szóstej. Sniadanie o 6. Ja jem tylko chleb z dżemem. Marcin napakował sobie smażeniny. Taksówką jedziemy do wypożyczalni samochodów. Odbieramy samochód  i ruszamy do parku Yanchap. To około 50 kilometrów od Perth. Docieramy przed 9. Idziemy przede wszystkim obejrzeć misie koala. Zajmujemy trzy wysoko na drzewach. Śpią smacznie i nie mają zamiaru  spotkać się z nami. W parku są też kangury. Robimy sobie pieszą wycieczkę wokół jeziora. Jest trochę papug, kaczek. Park zadbany, ale miśków mało. Marcin zobaczył węża pod zwalonym drzewem, ale zanim zdążył zrobić zdjęcie wąż się schował.W informacji  kupujemy bilet na wstęp do wszystkich parków.  Trochę rozczarowani ruszamy do Nambung NP.. Zaczyna padać. Nie zrażamy się jednak. Wjeżdżamy . Marcin jak zobaczył sterczące kamienne skałki  od razu złapał aparat. Ruszając zahaczył o  kamień. Niestety nieznacznie uszkodził samochód. Ale co tam ważniejsze są skałki To jest cud natury. Żółty piasek i sterczące przeróżne skałki. Deszcz przechodzi jak na zawołanie. Zwiedzamy park przez dwie godziny. Robimy mnóstwo zdjęć.. Znowu zaczyna padać. To trzeba mieć szczęście. deszcz na pustyni. Wracamy do Perth tą samą drogą. Decydujemy się zajrzeć jeszcze do parku z misiami. Też trochę kropi. Na terenie parku mnóstwo kangurów. Większość samice z małymi. Robimy im fotki i  obserwujemy. Miśki zmieniły trochę pozycje na drzewach, ale siedzą wysoko. Wieczorem wracamy do hotelu. Około siódmej docieramy do hotelu. Marcin idzie po zakupy ja walczę z komputerem. Jutro o ósmej mamy samolot na Wyspę Bożego Narodzenia. Wcześniej musimy oddać samochód i odprawić się, bo my nie możemy jako cudzoziemcy odprawić się on-line.

 

pustynia Nambung

różne kształty skałek

misie smacznie śpią

kacza rodzina na spacerze

pustynia po deszcu