środa, 23 listopada 2022

Australia 2022 21 listopada

 21 listopada. 

Marcin rano zażywa kąpieli w oceanie. Ja  nie mam ochoty bo zbyt zimna woda. Mam zreszta inne zajęcia. Wczoraj walczyłam z wysłaniem bloga. Najpierw nie mogłam się zalogować dowifi. Okazało się że password zaczyna się od dużej litery. Gdy się udało wyłączyli prąd w jedynym miejscu gdzie jest wifi i koniec pracy. Wstałam o 6 i pobiegłam do kuchni gdzie jest wifi. Prąd jest ale mój komputer rozładowany. Wracam po kabel. Niestety jak chcę go włączyć to mój adapter jest zbyt duży. Oszaleć można. W końcu wyłączam mikrofalę i piszę na blacie kuchennym. Przychodzi dziewczyna i potrzebuje podgrzać mleko. Muszę wyłączyć komputer. Chyba w życiu nie wyślę tego bloga. Marcin smaży jajecznicę. Jest pyszna. Blog wysłany. Wreszcie po trzech dniach. Ruszamy do Karijini. Przed wyjazdem chcę nalać wodę do butelek na drogę. Nie ma czajnika. Został w kuchni. Co za zwariowany poranek. O 8.30 ruszamy. Przed nami ponad 600 kilometrów. Droga pusta. Od czasu do czasu przejeżdża jakaś ciężarówka. Zapomnieliśmy się zatankować. Ustalam, że stację mamy za 180 kilometrów. Może uda nam się dojechać. Na oparach dojeżdżamy do stacji. Tankujemy prawie 70 litrów. Wypijamy kawę i ruszamy dalej. Marcin kupuje 3 paczki skórek wieprzowych. Bardzo mu smakują. Po przejechaniu kolejnych 300 kilometrów znowu tankujemy. Teraz jesteśmy przezorni. Po drodze zajeżdżamy na punkt widokowy.. Wjeżdżamy na górę i ku naszemu zaskoczeniu na górze coś w rodzaju cmentarza. Raczej takie miejsce upamiętniające  górników. Tu są pokłady rud żelaza. Tabliczki dotyczą głównie górników, są kwiaty , hełmy górnicze i butelki z alkoholem.  Dojeżdżamy do Parku. Ale nie ma wskazówek co do punktu informacyjnego. postanawiamy jechać dalej. Po przejechaniu 50 kilometrów okazuje się że visitor center właśnie zamknęli. Jedziemy na kemping. 30 kilometrów szutrówką tylko dla samochodów 4x4. Droga nazwana przez Marcina "dupotrząs". 33 kilometry po tarce do prania. Horror. Na kempingu restauracja czynna jeszcze pół godziny. Rzucamy się na jedzenie. Jagnięcina pychota. Marcin wreszcie ma  internet. Możemy odebrać wiadomości. Jedziemy na swoje stanowisko kempingowe. Robi się ciemno. Dziś nie mamy prądu. Ciemności egipskie. Kibelek to zwykła sławojka. Dziś mamy dzień dziecka i się nie myjemy, Nic  ze go też  nie naładujemy. Dobrze że mamy powerbanki.. Ustalamy trasę na jutro i o 8 idziemy spać. 
















1 komentarz:

  1. Po tylu kilometrach "dupotrząsem" nie ma potrzeby się myć... 🤣🤣🤣
    TW

    OdpowiedzUsuń