środa, 23 listopada 2022

Australia 2022 22 listopada

 22 listopada.

Budzę się bardzo wcześnie, bo papugi nie dają spać. Drą się wokół. Marcin śpi więc leżę jak trusia. Gdy wstaje zarządza zwiedzanie wąwozów bez śniadania. Idziemy na piechotę do George Jorfey. Jest tuż obok kempingu. Najpierw widok z góry, potem schodzimy po drabinach na dół wąwozu. Po wystających skałach przemieszczamy się wzdłuż wąwozu. Docieramy do basenu zwodą. Tu iaił być wodospad. Jednak jest pora sucha i tylko ślady po wodzie na skałach pozostały. Jednak miejsce jest pięke. Skały brunatne wysokie na 50 metrów w kształcie półkola ,a na dole basen z wodą. Wracamy ta samą drogą, Wsiadamy do samochodu  i jedziemy do Wejano George. Mam trochę cykora, bo wszędzie jest napisane, że to trasa ekstremalnie trudna. Nie wiem czy sobie poradzę. Idziemy najpierw na punkt widokowy Niestety nie spełnia naszych oczekiwań bo zamknięty. Decydujemy się iść najpierw na najtrudniejszą trasę Hichcok Trrail. W przewodniku jest napisane że jest najtrudniejsza ale piękna. Myślę sobie "raz kozie śmierć" Przed wejściem na szlak tablice ostrzegawcze że stromo, niebezpiecznie, tylko dla sprawnych itd. Idę chociaż mam cykora. Ściany wąwozu wąskie. Płynie strumień. Trzeba iść po wąskich stopniach trzymając się dosyć śliskich skał. Taka ścianka wspinaczkowa. W pewnym momencie dochodzimy do miejsca, w którym nie wiemy jak przejść. Naszym zdaniem skałki są zbyt wąskie by stanąć na nich butem i trzymać się rękoma  śliskich skał. Tak jak pająk. Decydujemy się wejść do wody i  przepłynąć ten odcinek. Podłoże w niektórych miejscach śliskie. Ale płyniemy. Woda super. Nie wzięliśmy aparatów Marcina. Ja mam w torebce z kajaków zegarek i telefon. Marcin wziął tylko telefon i mój aparat. Gdy wychodzę z wody okazuje się że ta moja torebka wodoodporna jest pełna wody. Szybko wyjmuję komórkę i zegarek i oddaję Marcinowie bo jego worki są wodoszczelne i nie dostała się do nich woda. Teraz Spider Trail. Wąwóz wąski na 1 metr. Powoli zsuwamy się po nim. Jest śliski. na końcu Kermit Pool wspaniały basen z ciepłą wodą. Odpoczywają tu jacyś skośnoocy. Nazwaliśmy ich Chińczykami. Oni nie wchodzą do wody bo zbyt zimna dla nich. Za to robią nam zdjęcia. My oczywiście kąpiemy się. Wracamy na parking. Teraz kolejny wąwóz, Weano. Schodzimy na dół. Spotykamy psa dingo. Jest tak suchy Trasa się rozwidla. Tu też ostrzeżenia, że trasa ekstremalna. Oczywiście ani ta ani poprzednie nie były łatwe. Wspinanie się po skałkach z ryzykiem spadnięcia do wody z kamieniami  nie należą do łatwych ale jakoś daję radę. Idziemy do kolejnego basenu. Po godzinie wspinaczki i czepiania się skał dochodzimy do cudnego baseny z przejrzystą wodą. Miejsce cudne. Na końcu trasy trzeba zejść po schodkach ale tak są ustawione naprzemiennie, a pomiędzy nimi jest rura  że trzeba na strażaka  rurę mieć między nogami. schodzimy na dół. Siedzi tu para Francuzów. Moczą nogi ale nie mają odwagi wejść do wody. My wskakujemy i pływamy. Wpływamy w kolejny wąwóz. Tu nie ma już szlaku ale jest woda. Docieramy do skał. Marcin je przechodzi i płynie dalej. Wraca po aparat bo chce zrobić zdjęcie. Francuz się odważyłi popłynął z Marcinem. Namówił też swoją dziewczyną. Woda  jest przyjemnie chłodna i krystalicznie czysta. Wracamy do punktu wyjścia i teraz żeby nie wracać tą samą drogą idziemy dłuższą trasą. Traska piękna. Są jaszczurki. Jedna omal nie spadła mi na głowę. Wracamy na parking i jedziemy do Wąwozu Knox. Ten wąwóz był dla mnie najtrudniejszy. Marcin twierdzi że byłam już zmęczona. Ale moim zdaniem po pierwsze zejście po wysypisku skał. Spotkaliśmy tu naszych "Chińczyków" z Kermit Pool. Oni nie weszli do wąwozu tylko zawrócili..  Po drugie były dwa miejsca gdzie Marcin musiał mi pomóc, bo nie mogłam się wciągnąć na skałę. Było też kilka miejsc, gdzie były tak wąskie skały że ledwo utrzymywałam się na skałach. Ale końcówka cudowna. Wąski basen  Skały 100 metrów wysokości i woda tak  czysta ze widać najmniejszy kamień. Oczywiście  wskakujemy do wody. Woda zimniejsza niż w innych basenach ale przyjemna drodze powrotnej poślizgnęłam się i gruchnęłam na ziemię plecami. Na szczęście był tylko huk. Nic mi się nie stało. Natomiast gdy spuszczałam się ze skały przygniotłam sobie żebro. Wracamy  do samochodu. Po drodze chciałam pogłaskać trawę. Wydawała mi się taka miękka. Wbiła mi z dziesięć igieł w rękę. Nie mogłam ich wyciągnąć. Dopiero w samochodzie pęsetą . Zastanawiamy się czy jechać do jeszcze jednego wąwozu czy też zostawić go na jutro . Krótka przejażdżka samochodem i już wszystko jasne. Jedziemy na kemping. Jesteśmy zbyt zmęczeni a w wąwozie trzeba oda 2 i pół godziny . Powrót po zmroku nam nie pasuje. Zajeżdżamy jeszcze na punkt widokowy Jofrey George i wracamy na kemping. Tu zamawiamy rybę na kolację. Wreszcie można się wykąpać. Po kolacji o  7 Marcin już śpi. Ja kończę bloga  i też idę spać, Od siódmej do 16 cały czas na nogach po górkach. Wystarczy na dzisiaj


pies dingo

fragment trasy



na dnie wąwozu


tu jest cudnie















cóż to za dziwny ptaszek?




cudne widoki



tak wyglądała trasa

trzeba  się trzymać i uważać

schodzimy do basenu

mozna wpaśc do tak cudnego strumyka

Marcin wszedł ja za nim

widoki nieziemskie


1 komentarz:

  1. Takiej wyprawy nie powstydziliby się wytrawni Taternicy... 👍👍👍 Brawo Wy, a Halince setki kilometrów po Tatrach się przydały... 🤓 A "akupunktura" z trawy też nie zaszkodzi...🤣
    TW

    OdpowiedzUsuń