23 listopada
Pobudka o 5.00. Pakujemy się i ruszamy do Dales George. Znowu jazda przez 33 kilometry dupotrząsem. Droga jakby zbudowana z wałków. Jazda powolna i uciążliwa. Marcin obawia się, że samochód nam się rozwali. Dojeżdżamy na miejsce. jest 7 .00 Najpierw widok z góry na Circut Pool, a potem droga w dół. Niezbyt przyjemna, bo bardzo stroma. Mnie po wczorajszym dniu boli kręgosłup i stłuczone żebro. Ale liczę, że się rozruszam. na razie idę jak ułomna. Schodzimy na dół i droga dużo lepsza. Właściwie przyjemna wśród drzew eukaliptusowych. Na wejściu ostrzeżenia o żyjących tutaj żmijach. Przyjmujemy tę wiadomość ze zrozumieniem. Przechodzimy z jednej strony potoku na drugi. Ścieżka wije się bardzo ciekawie. W pewnym momencie usłyszałam od Marcina "bingo na prawo. " Rozglądam się za jakimś ptaszkiem on powtarza na prawo, a ja gapa patrzę w górę. W końcu jego jękniecie spowodowało, że popatrzyłam wokół siebie. Parę metrów ode mnie stał pies dingo. Głuchy jak nie zrozumie to wymyśli. Ja zrozumiałam bingo i myślałam, że Marcin zobaczył jakiegoś cudownego ptaka na drzewie. Dingo poparzył żałośnie i odszedł. Potem słyszeliśmy jak wyje. Myślę, że z żalu, że nie zdążyłam mu zrobić zdjęcia. W kanionie jest tyle skał z rudą żelaza, że kompas nie działa. Po godzinie wskakiwania i zeskakiwania ze skał dochodzimy do wodospadu z basenem. Widok cudowny. Marcin chce wejść do wody, ale zamiast wejścia jest wślizg. Podłoże jest tak śliskie, że tylko można usiąść na tyłku i zjechać na głębszą wodę. Ja próbuję wejść na nogach w butach do chodzenia po wodzie. Kończy się to jazdą na tyłku. Woda chłodna, ale czysta. Pływamy przez chwilę, a potem wędrujemy do drugiego wodospadu Fern Pool. Nosi on też nazwę w języku Aborygenów. Po drodze spotykamy wiszące na drzewach nietoperze. Wcześniej fotografowaliśmy gniazda pająków W tej okolicy tak jak w Brooome jest dużo Aborygenów. Wracamy do samochodu szczytem klifu. Podziwiamy wąwóz z góry. Cała trasa zajęła nam 3 godziny. Dobrze , że przełożyliśmy ją na dzień dzisiejszy. Wskakujemy do samochodu i jazda do przodu. Teraz naszym celem jest południe stanu. Do przejechania 1400 kilometrów do Wave Rock a potem na wybrzeże. Dojeżdżamy do miejscowości Newman. Tu tankujemy się i robimy zapasy żywnościowe. Kupujemy hamburgery do usmażenia. Ciekawe jak będą smakować. Marcin idzie kupić papierosy do sklepu z alkoholem. Mówi, że w sklepie tylko pijani Aborygeni. Tego na północy nie widzieliśmy. Tam jednak alkohol był limitowany. Ruszamy w dalszą drogę. Tu jeżdżą dłuższe pociągi drogowe niż na poprzednich szosach. mogą mieć nawet 55 metrów długości. Mijają nas też transporty dziwnych urządzeń zajmujące właściwie cała szerokość szosy. Oczywiście przed nimi jedzie pilot i każe zjechać na pobocze. Na jednym z parkingów widzimy samochód z załadowana koparką, której koła miały co najmniej 5 metrów średnicy. Po drodze zatrzymujemy się, bo Marcin wypatrzył dużą jaszczurkę. Dojeżdżamy do miasta Meekatharra. Tu nocujemy. Pieczemy hamburgery i boczek i zjadamy z sałatką pomidorową. Obiad pycha. Hamburgery świetnie doprawione. Na szczęście jest Internet, chociaż Marcin krakał że nie ma. Uzupełniam bloga. Walczę z Internetem do drugiej w nocy
|
|
|
|
|
|
|
cuda Austarlii |
|
Marcin wjeżdża do basenu |
|
nietoperze |
|
uroczy basen do kąpieli |
|
ostrzeżenie przed wężami |
|
na drodze |
|
na drodze |
|
mała przekąska po drodze |
Kolorystyka wodospadów zapiera dech... 🤩🤩🤩
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, to myślę, że Halina, nawet z bolącym kręgosłupem i stłuczonym żebrem, strzeliłaby karnego Meksykowi...🤔🥴
TW
A taki jeden nie strzelił... 🥴🤔
OdpowiedzUsuńMoże coś wypił z tymi Aborygenami ze sklepu... 🤣🤣🤣
TW