poniedziałek, 7 listopada 2022

6 listopada

 6 listopada 

Wstajemy o 5. Szybkie śniadanie, składanie sprzętu i ruszamy. Tankujemy się, kupujemy i pijemy  kawę i ruszamy. Wąwóz Geiko jest za 18 kilometrów. Po drodze mijamy   zabite  kangury. Na nieuczęszczanej drodze na długości 18 kilometrów 4 zabite kangury i jedna dzika świnia. Dojeżdżamy do parku. Za tablicą zostawiamy samochód. Idziemy szosą i szukamy wejścia do wąwozu. Trochę mnie to dziwi, że  idziemy wzdłuż ściany wysokich skał, ma być woda a tu nic. W końcu trafiamy na drogę w kierunku wnętrza wąwozu, Wchodzimy na dno rzeki . Kierujemy się w stronę samochodu. Kobieta mówiła, że trasa ma 1 kilometr. Gorąco jak w piekle. Ponad 40 stopni,  brak wiatru, i jeszcze muchy latające nad głową. Przeszliśmy 2 kilometry i końca czyli wody nie widać. Do samochodu też nie ma wyjścia, Wąwóz piękny. Skały niesamowite,. Marcin decyduje, że zostawi plecak i pójdzie dalej sam, żeby zobaczyć, czy jest jakieś wyjście z tego wąwozu. Na dodatek nie wzięliśmy wody, bo przecież to tylko kilometr. Ja siedzę w cieniu pod drzewem . Marcin nie przychodzi, wiec zastanawiam się jak rozpocząć akcję poszukiwawczą Marcina, jego plecak z aparatami waży ze 20 kilo. Ja mam swój. Przygotowałam w myślach akcję ratunkową. Na szczęście niepotrzebnie, bo widzę, że wraca. Jednak dalej nie ma drogi. Wracamy tą samą trasą po kamulcach. Marcin tak się zmęczył, że tętno skoczyło mu horrendalnie. Chwilę odpoczywamy. Powoli tętno wraca do normy i ruszamy. Potykam się ze zmęczenia, ale trzeba iść. Pot oczy zalewa, pić się chce, żar z nieba się leje. Doszliśmy do szosy. Marcin poszedł po samochód, ja znowu zostałam z plecakami. . Gdy Marcin podjeżdża sprawdza coś na mapie i nie zawraca tylko jedzie do przodu. Doszedł do wniosku, że ta wielka woda musi być gdzieś dalej. Upór przynosi efekt. Dojeżdżamy do końca drogi i tam są trasy do zalanego wąwozu. Schodzimy na brzeg i natychmiast włazimy w ubraniach do wody. Z wierzchu jest  gorąca jak zupa, a pod spodem chłodniejsza. Siedzimy pół godziny w wodzie. Potem mokrzy wracamy do samochodu. Teraz jazda po szutrówkach, Wracamy tą samą drogą i stwierdzamy ze część zabitych kangurów praktycznie została już zjedzona przez ptaki. Gdy podjeżdżamy odlatują na drzewa. Wjeżdżamy na drogę szutrową  tylko dla samochodów 4x4. Trzęsie jak diabli. Droga czerwona, potem biała, potem znowu czerwona. Mamy nią dojechać do tunelu i do kolejnego wąwozu. Po drodze mnóstwo pięknych baobabów. Marcin chce wszystkie sfotografować. W końcu sam ustala że to ostatni . Za chwilę jeszcze piękniejszy. W pewnym momencie mija nas samochód. Facet macha do nas ręką, Zatrzymujemy się. Okazuje się, że dalej droga nieprzejezdna nawet dla nas, bo po burzy  w poprzek drogi płyną strumienie i jest  za wysoki poziom wody na  te samochody. Jak pech to pech. Wracamy  na starą trasę i jedziemy do Derby, Sprawdzam co można tam zobaczyć. Ofert jest sporo. Docieramy na kemping około 17. Niestety kobieta w recepcji rozwiewa nasze nadzieje. Teraz jest po sezonie i nic nie ma  z atrakcji turystycznych. Idziemy nad morze zrobić zdjęcia zachodu słońca. Jutro wracamy do Broome i tam jakoś zagospodarujemy czas.. Jest wieczór, księżyc w pełni, ciepło 30 stopni, a my pracujemy.


długo zastawialiśmy się co to przedstawia 

zachód słóńca





w wąwozie

kamulce w wąwozie


w kanionie

zalany wąwóz

piękny baobab


termitiera


wąwóz Geiko

zachód słońca w Derby


1 komentarz:

  1. Darmowa kąpiel w podróży zawsze się przyda... I wieczorem od razu spać, bo już się myć nie trzeba... 🤣🤣🤣
    TW

    OdpowiedzUsuń