18 listopada
Pobudka o 5. Szybko zjadamy śnaidanie w postaci buły z wędliną. Zamykamy dach samochodu i ruszamy do parku.Jesteśmy o wpół do siódmej. Na parkingu stoi juz kilak samochodów. Zabiermay plecaki i ruszamy na szlak. Początkowa trasa to tartanowy chodnik. Docieramy do największej , zdaniem niektórych,atrakcji parku okna w skale. Robimy zdjęcia i ruszamy na szlak. Wszędzie napisy,że wejście tylko do godziny siódmej ze względu na wysoką temperaturę w ciągu dnia. Nie sądzę by dzisiaj temperatura była wysoka. ja jestem ubrana w koszulę flanelową i wcale nie jest mi za gorąco. Wieje bardzo silny wiatr.Wchodzimy po kamieniach na szczyt klifu. Widok boski. Rzeka wijąca się pmiędzy czerwonymi postrzępionymi skałami. Dla geologa widok jak marzenie . Przekrój kolorowych skał osadowych. Zaczyna kropić deszcz. Nie martwię się tym zbytnio, bo wiatr szybko wysuszy podłoże. Na szlak wychodzi około 25 osóbMijamy się z nimi naprzemiennie. Oczywiśćie ja to dinozaur pomiędzy nimi.Trasa biegnie początkowo kszytem klifu. Widoki powodują ,ze Marcin robi chyba milion zdjęć. jak nie skałóm to ptaszkom, jak nie ptaszkom to kwiatkom. Ale przecież po to przyjechał, by mieć czas na to co lubi. Powoli schodzimy na dół do brzegu rzeki. Idziemy nad wodą po skałach. Skały są tępe ale wysokość robi swoje. Dochodzimy do miejsca gdzie znajduje się tabliczka ostrzgająca, że przeszedłeś 3 kilometry przed tobą 5 kilometrów jeszce cięższej i trudniejszej trasy. Jeśli nie czujesz się na siłach zawróć.Oczywiście dodoatkowa infromacja typu jak się czujesz. Jeskli ci słabo wzywaj pomoc na 000.. Nas jakoś to nie zniechęca. Idziemy dalej skrajem skał wiszących nad rzeką. W pewnym momencie widzę zatror. Przed nami grupa dwudziestolatków powoli przesuwająca się przey skale. czekam az przejdą i badam sytuację. marcin gdzieś z tyłu robi zdjęcia. Jest ściana, wąska półka skalna a potem trzeba na kolanach przcisnąc się i wciągnąc do góry. Próbuję z plecakiem ale nie daję rady. Plecak haczy o skały. czekam na Marcina. On przechodzi pierwszy bez plecaka. Ja podaję mu plecak swój jego kurtkę i mój kijedo chodzenia po górach. Potem przenosze plecak Marcina. Nie dajemy jednak rady go przeciągnąć. Jeśli spadnie to zniszcą sią aparaty. Pod nami jest woda. Półka ma około 50 centymetrów. Marcin wraca schodzi niżej i ustawia plecak za pzrejściem . Chce sam wejść tą drogą ale niestety nie daje rady bo zbut wysoko. Ja powoli przeciskam się i przeczołguję pod skała. Za chilę Marcin też już jest po drugiej stronie. Schodzi po plecak i po emocjach. Idziemy dalej i zastanawiamy się jakie niespodzianki nas czekają. Cały czs po skałach . Trasa super raz do góry raz w dół. Jak mówił Glapiński jak rośnie to spadnie , jak spadnie to będzie rosłó. Ostatni odcinek bardzo piaszczysty. Prawdę mówiąc najbardziej zmęczył mnie ten piasek. na koniec ostra wspinaczka na szcyt klifu. Jeszce raz zdjęcie w oknie i wracamy do samochodu. Jedziemy na Skywalk. Dwie platformy widokowe zawiszone nad klifami . Wystają wiele metrów nad wąwóz. jesteśmy zaskoczeni widokiem po tym co zobaczyliśmy dzisiaj i wczoraj. To jakby obejrzeć kurtynę w teatrze a nie obejrzeć sztuki. Nić ciekawego. Szkoda czasu. Wsiadamy do samochodu. GPS nie działa więc wracamy do miasta. Po drodze sesja zdjęciowa kwiatków w buszu. Jakie jest nasze zdziewanie gdy okazuje się, że droga do Denham, tam gdzie dzisiaj mamy jechać prowadzi przez park. Wracamy z powrotem. Oczywiście jest znak na NHR ale ten skrót nic nam nie mówi. Straciliśmy kupę czasu i paliwa. Jedziemy najpierw drogą podrzędną. na drodze dużo zabitych kangurów. nam też przeskakują przed maską. Szczęśliwie dla nich i dla nas udaje się uniknąć kolizji. W pewnym momencie widzę ze Marcin zjeżdża na srodek drogi. Oczywiście zaczyna zasypiać. zatrzymujemy się chwila odpoczynku i wszystko wraca do normy. Dojeżdżamy do stacji benzynowej. tankujemy się zjadamy to co jest do zjedzenia czyli kanapki z kawą. Jedziemy półwyspem do zatoki rekina. Zatoka jest wpisana na listę UNESCO ze względu na swój biosystem. Tu żyją kolonie bakterii beztlenowych strombolitów. Zajeżdżamy by to zobaczyć. Niestety wszystko zamknięte, bo dwa lata temu cyklon zniszczył pomosty i uszkodził kolonie bakterii i teraz maja się odradzać. jak pech to pech. Jedziemy do Denham. Zatrzymujemy sia na kempingu. Miejsce fajne, ale najsłabszy z tych na których byliśmy. Nie ma kuchni z prawdziwego zdarzenia. Odpalamy naszą kuchenkę i robimy sobie herbatkę. Zabieramy się do pracy. Marcin do zdjęć ja do bloga. Dziś go nie wyślemy bo tu nie ma wifi. Facet mówi,że z powodu wiatru. tere-fere-kuku. Jakoś to przeżyjemy
.
Widoki cudowne... Przygody wspaniałe... I jeszcze wpleść w relację analagię do Prezesa NBP... Szacun 👍👍👍
OdpowiedzUsuń🤣🤣🤣🤣
TW