Egipt
kwiecień 2023 r.
19 kwietnia 2023
Dziś wyjeżdżamy z Bożenką i
Heniem do Egiptu. Tym razem Taba. Wylot
o po południu. Bartek odwozi nas na lotnisko. Lecimy Lotem. Odprawiamy się sprawnie i już siedzimy w
samolocie. Chcialam zdobyć punkty na kartę Miles&More ale niestety ten lot
jest charterowy. Samolot
długo nie startuje. Mamy opóźnienie.
Niestety nie nadrabia w trasie. Na
lotnisku ścisk gwar. Mam wrażenie że
tylko przyleciał nasz samolot. Okazuje się że nie potrzebujemy wizy mimo że planujemy wyjazd do Jordanii.
Zapisujemy to po stronie korzyści. Autobus zawozi nas do hotelu. Najpierw
kolacja. Zjadamy w miarę szybko. Jest już dawno po północy. Idziemy po bagaże
i klucze. Tu kolejny ścisk. Czekamy
dosyć długo. Wreszcie dostajemy klucze.
Facet prowadzi nas to w górę to w dół.
Jedziemy trzy razy windą. Nie wiem czy do końca pobytu ogarniemy drogę do
recepcji. W pokoju niespodzianka. Są tylko dwa łóżka. Dzwonię na recepcję.
Facet mówi że zmienią nam pokój. Siedzimy i pokornie czekamy. Dzwonię drugi raz . Inny człowiek odbiera
telefon. Zaczynają się ustalenia. Każe czekać . Czekamy czas mija. W końcu dzwonię trzeci raz.
Wreszcie informacja, że zaraz przyniosą dostawkę. Jest 4 rano . Henio nie kładł
się bo mieli nam zmienić pokój. Teraz szybko go kładę. Wnoszą dostawkę. Jest odrapana zakurzona, . Nic nie
mówię , bo trzeba iść spać. Rano to załatwię. Kładziemy się spać o wpół do
piątej
20 kwietnia 2023 r.
Rano idziemy na śniadanie. Nie ma żadnego planu
jak trafić na stołówkę i do
recepcji. Trochę się błąkamy, ale w
końcu docieramy. Jak zwykle szwedzki bufet. Najadamy się do syta i ruszamy
zwiedzać ośrodek. Jest bardzo ładnie utrzymany. Dużo zieleni, laguna ze słona
wodą ale szukam baseny który był na wszystkich zdjęciach a tu niespodzianka.
Basenu nie ma. Jest w remoncie. Bierzemy ręczniki i idziemy nad lagunę. Tu
polskim zwyczajem pozajmowane są
wszystkie leżaki. Oczywiście ludzi nie ma, za to leża
ręczniki. Rozkładamy się dalej od
laguny. Oczywiście kapiemy się z Heniem . Ten szaleje w wodzie. Robi fikołki,
beczki, nurkuje, wyciąga z dna
muszelki.. Po lunchu idziemy na spotkanie z rezydentką. Cała sala ludzi.
Jesteśmy zaskoczeni. Informacje rezydentki ograniczają się tylko do reklamy
wycieczek. Decydujemy się na wycieczkę
na rafy, wycieczkę do Petry i na Synaj. Komunikuję kobiecie ,że mamy brudny
pokój, ze łóżko obdarte, że brudne fotele oraz że basen nieczynny., że jest 15 i nikt nie
posprzątał nam pokoju. Przyjmuje to ze spokojem. Pytam o wycieczkę do Eljatu.
Gdy przedstawiła nam koszty to zrezygnowałyśmy. Musimy wynająć do granicy
samochód opłacić wejście do Izraela
wynająć tam samochód. To nie miało sensu. Po mało konstruktywnym spotkaniu idziemy znowu
nad morze. Fala jest dosyć duża. Rzuca nami jak piłką. Decydujemy się wrócić nad lagunę. Henio jak zwykle szaleje w
wodzie razem z nami. Dołącza do grających
w piłkę nożną. Doskonale sobie
radzi, mimo że jest najmłodszy. W
międzyczasie wymieniają nam łóżko. Ktoś przyszedł i pościelił pozostałe. Na
kolacji zdarzyła się dziwna sprawa. Henio poszedł do kelnera zapytać o lody.
Przybiegł jakiś speszony. Po chwili kelner przyniósł mu colę, ale on nie bardzo
się ucieszył. Za chwilę kucharz wystrojony w biały uniform przyniósł mu lody.
On jednak nie chciał ich jeść. Był jakiś speszony. Zabrałyśmy lody do pokoju.
Tam zjedliśmy je wspólnie. Nie bardzo wiem o co chodzi. Henio zachowuje się
dziwnie. Pyta czy jutro może nie iść na stołówkę. W końcu pada ze zmęczenia. My
tradycyjnie siadamy na tarasie. Przy szumie fal i liści palmowych wypijamy
winko. Jest super. Ciepło, spokojnie. Całkowity relax.
21 kwietnia 2023
Dziś planujemy wyjazd na rafy.
Okazuje się że wczoraj została na plaży maska Henia . Szykuję mu nową do
snorkowania. Henio od rana ćwiczy snorkowanie w lagunie. Zabieramy lunch z
recepcji. Z hotelu jadą z nami jeszcze Ukrainki. Przewodnik bardzo się
ucieszył, że mówię po angielsku, bo nie
bardzo mógł się z nimi dogadać. Wsiadamy na statek i płyniemy prawie godzinę do
zatoki Akaba. Statek mocno buja na wodzie, ale
wzięliśmy lokomotiv i nas nie rusza. Zatrzymujemy się koło wyspy na której stoi zamek
krzyżowców. Prezentuje się znakomicie .Przewodnik wyskakuje do wody razem z nami. Opiekuje się Heniem .
ja mam pływać obok. Rafa śliczna. Mnóstwo ryb.
Pewnym momencie kolanem uderzam w jakąś skałę. Kaleczę się w kolano.
Pływamy około godziny na rafach. Henio ciągle wystawia głowę i szuka mnie
wzrokiem.. Wracamy na statek. Zjadamy nasz lunch. Załoga opatruje mi nogę.
Zadowoleni wracamy do hotelu. Jeszcze oczywiście spacer na plaże żeby sprawdzić czy ktoś nie
gra w piłkę. Oczywiście Henio znalazł
drużynę i tylko słyszymy jak wołają na boisku „Lewandowski” Wieczorem
tradycyjnie kolacja i relax na tarasie.
22 kwietnia
Dziś cały dzień mamy spędzić w
hotelu. Niespiesznie idziemy na śniadanie. Potem odwiedzamy sklepiki znajdujące się w hotelu. Idziemy nad brodzik o głębokości 140 cm .
Henio ma możliwość popływać. Niestety jest mnóstwo ludzi. Dziś jest koniec
ramadanu i muzułmanie przybyli do hotelu na wakacje. Do lunchu siedzimy nad
basenikiem. Popijamy drinki i inne napoje. Jak rasowe turystki all incusive. Po
lunchu przenosimy się nad morze. Próbujemy pływać w morzu. Jednak fala jest
dosyć duża i ciągle musimy z nią
walczyć. Decydujemy się wrócić nad lagunę. Tu Henio ma pole do popisu.
Oczywiście bardziej interesuje go gra w piłkę i gdy się tylko nadarza okazja to
przyłącza się do grających w nogę. Spacerujemy promenadą wzdłuż morza. Obok są
jeszcze dwa hotele. Henio jak zobaczył, że na boisku grają w piłkę to od razu
poszedł z nimi grać. My spacerujemy. Jest bardzo przyjemnie, ciepło, lekki
wiatr od morza. Teraz tylko kolacja i relax
23 kwietnia
Dziś wcześnie pobudka. Odbieramy suchy prowiant i jedziemy do portu.
Odprawa paszportowa i katamaranem
ruszamy do Jordanii. Płyniemy około godziny. Dosyć mocno buja, ale jakoś sobie
z tym radzimy Tu znowu odprawa paszportowa i wsiadamy do autobusu.
Przewodnik Jordańczyk który kiedyś studiował w Polsce dobrze radzi sobie z językiem polskim.
Po kolejnych godzinach docieramy
do Perty. Tłumy niesamowite. Dziś jest
drugi dzień po ramadanie. Wyznawcy islamu robią sobie wtedy wakacje. Nie
najlepszy czas na zwiedzanie. Petra jest
zaliczana do 7 cudów świata
współczesnego. Idziemy pięknym kolorowym wąskim wąwozem. Co chwila zatrzymujemy
się żeby fotografować co ciekawsze
miejsca. Przewodnik nas pogania. Mówi że potem będzie czas na zdjęcia. Obiecuje, że będzie czas by wejść na szczyt by zobaczyć
klasztor Al. Deir.
Z wąwozu wyłania się przepiękny
front skarbca. Widzę go po raz trzeci i po raz trzeci zachwyca mnie swoim
pięknem. Zwiedzamy amfiteatr grobowce. Dostajemy czas wolny. Wspinamy się z
Heniem na przeciwległa od Skarbca skałę,
by zobaczyć go w całej okazałości. Widok boski. Robimy zdjęcia i schodzimy. Do
klasztoru nie idziemy bo niestety za mało
czasu. Spacerkiem wracamy tą samą drogą.
Po drodze oczywiście zakupy. Henio wdrapuje się na różne skałki. Gdy
docieramy na miejsce zbiórki wszyscy już są. Jeden z uczestników wyskakuje na
mnie z buzią, że spóźniłyśmy się. Ja
pokazuję mu zegarek U mnie punktualnie
umówiona godzina. Okazuje się ze facet już pokłócił się z przewodnikiem i paroma innymi
osobami. Teraz lunch. Jak zwykle na takich wycieczkach szwedzki stół. I tłok. Jakoś sobie radzimy.
Biorę piwa dla nas. Zapłaciłam jak za zboże. Ale na szczęście Bożenka mówi ze
to piwo było doskonałe. Teraz powrót.
Autobus do portu. Jedziemy i obserwuję
Akabę. Gdy byłam tu w 1976 roku była to malutka mieścinka dziką plażą i
cudowną rafą tuz przy brzegu. Teraz to duży port przeładunkowy. Rafa zniszczona
plaży też nie ma. Wracamy katamaranem. Teraz przynajmniej nie buja. Po drodze
okazuje się że zgubiliśmy Henia czapkę. Henio jest zmartwiony, że zginęła czapka mamy. No cóż nie wrócimy się do
Petry. Do hotelu docieramy przed 22. Szybka kolacja i Henio do spania, a my na
relax na taras.
24 – 25 kwietnia
Cały dzień laba . Po raz kolejny
odwiedzamy hotelowe sklepiki. Kupuję Heniowi czapeczkę i idziemy na plażę.
Kąpiemy się w morzu, lagunie. Henio gra w piłkę na plaży. Całkowity luzik.
Wieczorem wyjeżdżamy na Synaj. Po południu
Henio troszkę się przespał. Boję się, że będzie marudził przy nocnym
podejściu na górę. Wyruszamy autobusem o 22. Po dwóch godzinach jesteśmy na
miejscu. Jest ciemno, że oko wykol. Nasza grupa około 15 osób ma dwóch przewodników. Jeden idzie z przodu
drugi zamyka grupę. Ruszają dziarsko. Ja oczywiście idę powoli. Henio się denerwuje, że jesteśmy
na końcu. Tłumaczę mu, że chodzi o to żeby wejść, a nie ścigać się. Nie bardzo
przemawia to do jego wyobraźni. Gdy w końcu mu tłumaczę że ja nie mam tyle siły co ci młodzi ludzie i
nie mamy się po co śpieszyć, bo zdążymy , a je mogę się ze zmęczenia przewrócić
dociera do niego. Zaczyna przejawiać
instynkt opiekuńczy. Początkowo trzyma mnie nawet za rękę, przestrzega, żebym
uważała bo kamień się rusza. Jest taki
kochany. Bożenka decyduje się pokonać część drogi na wielbłądzie. To dobry pomysł ze względu na jej
kolano. Powoli, powoli wspinamy się do
góry. Idący za nami przewodnik namawia mnie żebym też wzięła wielbłąda. On nie wie, że to nie w moim stylu. Jeszcze daję radę, a poza tym
przecież Henio nie zostanie sam.
Wprawdzie chciał go zabrać ze sobą jeden z Polaków , który był z nami na
wycieczce, ale ja nie powierzam swojego skarbu nikomu. To ja odpowiadam za
Henia i on będzie ze mną szedł. Niebo
niesamowicie rozgwieżdżone. Dochodzimy do miejsca, gdzie jest koniec trasy dla wielbłądów. Bożenka
zadowolona żegna się z wielbłądem. Ruszamy teraz do góry po schodach. Jest ich
podobno na tej trasie 1700. Początkowo idziemy razem . Jednak kolano Bożenie
nie pozwala na dalszą wędrówkę. Zostaje przy szlaku razem w inną uczestniczkę.
My idziemy z Heniem dalej. Jest bardzo dzielny. W ogóle nie widać po nim
zmęczenia. . Tylko światło czołówki oświetla nam drogę. Idziemy praktycznie
sami. Inni z grupy już dawno pogonili na górę, a my powoli, powoli wspinamy
się. Przed 4 docieramy do namiotu, gdzie siedzi część naszej grupy. Są spoceni
jak myszy. Niektórzy porozbierali się do pasa, bo mają tak mokre ubrania.
Niezbyt to mądre jeśli nie ma się nic na zmianę, bo przecież to nie wyschnie i
trzeba założyć mokre i zimne. Ale to nie moja sprawa. Henio wypija czekoladę,
ja herbatę i wpinamy się na szczyt. Tu
wieje koszmarnie. Okrywam Henia wszystkim co mam. Czekamy na wschód słońca.
Henio prawie zasypia, ale daje radę. Słońce wschodzi powoli wynurza się zza
chmury. Widok wspaniały. Kolejne wspaniałe przeżycie wschodu słońca. Powoli wracamy . Henio
oczywiście biegiem. Zaczynam go tracić z pola widzenia. Umawiam się z nim, że
może iść szybko do miejsca które mu wskażę, i ma czekać na mnie. Jest bardzo
zdyscyplinowany. Naprawdę cudowny
chłopak. Docieramy do miejsca, gdzie zostawiliśmy Bożenkę. Wszyscy jesteśmy zadowoleni. Teraz w trójkę
schodzimy na dół. Henio oczywiście przodem. W pewnym momencie gdy dochodzę do
niego widzę jego przerażoną minę. Okazuje się, że według niego minął zakręt na
którym miał na nas czekać. Pytał czy mu
wybaczę. Oczywiście powiedziałam mu że nic się nie stało, bo chodziło o inny
zakręt. Około 10 byliśmy przy klasztorze św. Katarzyny. Tu spotkała się cała
grupa z przewodnikiem, który oprowadził
nas po kościele i klasztorze. Klasztor
wybudowany jest w miejscu gdzie Bóg objawił się Mojżeszowi w postaci krzaku
gorejącego . W klasztorze żyją jeszcze ortodoksyjni mnisi. Wnętrza klasztoru udekorowane
są pięknymi bizantyjskimi mozaikami. Robimy zdjęcia przy krzewie gorejącym.
Zwiedzanie dosyć krótkie, ale muszę przyznać że wystarczające, biorąc pod
uwagę, że wszyscy jesteśmy zmęczeni po nocy.
Teraz droga do hotelu. Najpierw
trzeba dojść do autobusu. Jest gorąco, a chwila odpoczynku w klasztorze spowodowała że jesteśmy bardzo
znużeni. Ja jakoś się ciągnę, ale Bożenka idzie ostatkiem sił. Widać, że bardzo
cierpi. Wreszcie autobus. Wsiadamy i ściągamy buty. Henio szuka sandała, żeby
założyć na nogę. Zasypiamy. Przed hotelem budzimy się i prędko na lunch. Po
lunchu kąpiel i spanie. Wszyscy padamy
ze zmęczenia. Godzinna drzemka dobrze nam robi. Henio oczywiście chce iść nad
wodę. Zbieramy rzeczy i idziemy leżeć na plaży. My mościmy się na leżakach a
Henio idzie grać w piłkę. Ileż on ma siły. Obserwujemy go jak gra z dorosłymi i
dużo starszymi chłopakami. Dzisiaj mamy jeść kolację w restauracji arabskiej. W
czasie pobytu można raz pójść do restauracji arabskiej, tajskiej bądź hinduskiej.
Zdecydowałyśmy się na arabską , bo skoro jesteśmy u Arabów to trzeba spróbować
ich kuchni. Restauracja jest przy plaży.
Przebieramy się i pełni nadziei ruszamy. Wystrój raczej ubogi. Podają nam pasty
jako przystawki. Potem zupa. Całkiem niezła, tylko strasznie gorąca i trochę
ostra jak dla Henia. Ale on dzielny chłopczyk zjada wszystko. Następnie
przynoszą nam talerz mięsa na
podgrzewanym stoliku. Niestety mięso suche twarde i zimne. Tylko niektóre kawałki
kurczaka smaczne soczyste. Ilość wina
też ograniczona. Po dwa kieliszki na osobę i finito. Trochę rozczarowane
wracamy do pokoju, bo trzeba się pakować. W trakcie pakowania wychodzi, że jeden sandał Henia został w autobusie. Ja przez przypadek wzięłam na wycieczkę
dwie pary sandałów dla Henia. Jechał w jednych a drugie były w torbie. Gdy
szliśmy na górę sandały zamienił na adidasy. Potem wrócił nie znalazł drugiego
sandała które zdjął w autobusie więc
wyjął parę z torby nie mówiąc że nie może znaleźć drugiego sandała. W ten
sposób stracił sandały i czapeczkę. To
po stronie strat. Myślę że po stronie
korzyści dużo więcej więc takie straty można przeboleć.
26 kwietnia.
Rano pobudka. Dzwonię na recepcję żeby zabrali nasze walizki. Mają przyjść za pięć minut. Nie przychodzą wcale. Bożenka i Henio poszli na recepcję a ja czekam. W końcu sama szarpie się z dwoma walizkami . Spocona jak mysz docieram do recepcji. Facet coś tam mi tłumaczy, ale dla mnie liczą się fakty. W zeszłym roku w hotelu Sataya wszystko grało jak należy. Wszyscy już siedzą w autobusie. Kierowca ładuje nasze walizki a tu okazuje się że w autobusie nie ma miejsc siedzących. Rezydentka mówi żebym jechała innym autobusem a innym walizki. Nie zgadzam się na takie rozwiązanie. W końcu kierowca z drugiego autobusu łaskawie otwiera bagażnik przesuwa walizki i miejsce się znalazło. Wchodzimy do autobusu. Są trzy miejsca rozrzucone. Ja idę z Heniem na koniec autobusu. Siadam na tym miejscu podwyższonym środkowym. Henio siada na fotelu w rzędzie przede mną. Koło mnie siedzi grubas, który się rozwalił i zajmuje półtora miejsc. Siedząca obok niego partnerka też nie ustępuje mu tuszą. Proszę żeby zrobił mi trochę miejsca i nie zajmował mojego fotela. On z krzykiem że się czepiam. Pcha mnie tak że muszę siedzieć przyciśnięta do mężczyzny siedzącego obok. Wieloryb jeszcze komentuje że jestem walnięta, a i mogę posadzić tu dziecko a sama siąść na fotelu obok. Dojeżdżamy do lotniska. Odprawa trwa dosyć długo ale jakoś przechodzimy ją spokojnie. Lot jak zwykle w liniach LOT-u zimno jak diabli bo rzekomo byłoby duszno gdyby podnieśli temperaturę. Szkoda gadać. Najgorsze linie lotnicze. Po południu lądujemy na Okęciu. Bartek czeka na nas. I koniec przygody.
odlatujemy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz