czwartek, 27 kwietnia 2023

Egipt 2023

 Egipt 

kwiecień 2023 r.

19 kwietnia 2023

Dziś wyjeżdżamy z Bożenką i Heniem do Egiptu. Tym razem Taba.  Wylot o po południu. Bartek odwozi nas na lotnisko. Lecimy Lotem.  Odprawiamy się sprawnie i już siedzimy w samolocie. Chcialam zdobyć punkty na kartę Miles&More ale niestety  ten lot  jest charterowy.  Samolot długo  nie startuje. Mamy opóźnienie. Niestety nie nadrabia w trasie.  Na lotnisku  ścisk gwar. Mam wrażenie że tylko przyleciał nasz samolot. Okazuje się że nie potrzebujemy wizy  mimo że planujemy wyjazd do Jordanii. Zapisujemy to po stronie korzyści. Autobus zawozi nas do hotelu. Najpierw kolacja. Zjadamy w miarę szybko. Jest już dawno po północy. Idziemy po bagaże i  klucze. Tu kolejny ścisk. Czekamy dosyć długo. Wreszcie dostajemy  klucze. Facet prowadzi nas  to w górę to w dół. Jedziemy trzy razy windą. Nie wiem czy do końca pobytu ogarniemy drogę do recepcji. W pokoju niespodzianka. Są tylko dwa łóżka. Dzwonię na recepcję. Facet mówi że zmienią nam pokój. Siedzimy i pokornie czekamy.  Dzwonię drugi raz . Inny człowiek odbiera telefon. Zaczynają się ustalenia. Każe czekać . Czekamy  czas mija. W końcu dzwonię trzeci raz. Wreszcie informacja, że zaraz przyniosą dostawkę. Jest 4 rano . Henio nie kładł się bo mieli nam zmienić pokój. Teraz szybko go kładę. Wnoszą  dostawkę. Jest odrapana zakurzona, . Nic nie mówię , bo trzeba iść spać. Rano to załatwię. Kładziemy się spać o wpół do piątej








20 kwietnia 2023 r.

Rano  idziemy na śniadanie. Nie ma żadnego planu jak trafić  na stołówkę i do recepcji.  Trochę się błąkamy, ale w końcu docieramy. Jak zwykle szwedzki bufet. Najadamy się do syta i ruszamy zwiedzać ośrodek. Jest bardzo ładnie utrzymany. Dużo zieleni, laguna ze słona wodą ale szukam baseny który był na wszystkich zdjęciach a tu niespodzianka. Basenu nie ma. Jest w remoncie. Bierzemy ręczniki i idziemy nad lagunę. Tu polskim zwyczajem pozajmowane są  wszystkie leżaki. Oczywiście ludzi nie ma, za to  leża  ręczniki.  Rozkładamy się dalej od laguny. Oczywiście kapiemy się z Heniem . Ten szaleje w wodzie. Robi fikołki, beczki,  nurkuje, wyciąga z dna muszelki.. Po lunchu idziemy na spotkanie z rezydentką. Cała sala ludzi. Jesteśmy zaskoczeni. Informacje rezydentki ograniczają się tylko do reklamy wycieczek. Decydujemy się na  wycieczkę na rafy, wycieczkę do Petry i na Synaj. Komunikuję kobiecie ,że mamy brudny pokój, ze łóżko obdarte, że brudne fotele oraz że  basen nieczynny., że jest 15 i nikt nie posprzątał nam pokoju. Przyjmuje to ze spokojem. Pytam o wycieczkę do Eljatu. Gdy przedstawiła nam koszty to zrezygnowałyśmy. Musimy wynająć do granicy samochód opłacić wejście do Izraela  wynająć tam samochód. To nie miało sensu. Po  mało konstruktywnym spotkaniu idziemy znowu nad morze. Fala jest dosyć duża. Rzuca nami jak piłką. Decydujemy się  wrócić nad lagunę. Henio jak zwykle szaleje w wodzie razem z nami. Dołącza do grających  w piłkę nożną. Doskonale  sobie radzi, mimo że jest najmłodszy.  W międzyczasie wymieniają nam łóżko. Ktoś przyszedł i pościelił pozostałe. Na kolacji zdarzyła się dziwna sprawa. Henio poszedł do kelnera zapytać o lody. Przybiegł jakiś speszony. Po chwili kelner przyniósł mu colę, ale on nie bardzo się ucieszył. Za chwilę kucharz wystrojony w biały uniform przyniósł mu lody. On jednak nie chciał ich jeść. Był jakiś speszony. Zabrałyśmy lody do pokoju. Tam zjedliśmy je wspólnie. Nie bardzo wiem o co chodzi. Henio zachowuje się dziwnie. Pyta czy jutro może nie iść na stołówkę. W końcu pada ze zmęczenia. My tradycyjnie siadamy na tarasie. Przy szumie fal i liści palmowych wypijamy winko. Jest super. Ciepło, spokojnie. Całkowity relax.







21 kwietnia 2023

Dziś planujemy wyjazd na rafy. Okazuje się że wczoraj została na plaży maska Henia . Szykuję mu nową do snorkowania. Henio od rana ćwiczy snorkowanie w lagunie. Zabieramy lunch z recepcji. Z hotelu jadą z nami jeszcze Ukrainki. Przewodnik bardzo się ucieszył, że  mówię po angielsku, bo nie bardzo mógł się z nimi dogadać. Wsiadamy na statek i płyniemy prawie godzinę do zatoki Akaba. Statek mocno buja na wodzie, ale  wzięliśmy lokomotiv i nas nie rusza. Zatrzymujemy  się koło wyspy na której stoi zamek krzyżowców. Prezentuje się znakomicie .Przewodnik wyskakuje  do wody razem z nami. Opiekuje się Heniem . ja mam pływać obok. Rafa śliczna. Mnóstwo ryb.  Pewnym momencie kolanem uderzam w jakąś skałę. Kaleczę się w kolano. Pływamy około godziny na rafach. Henio ciągle wystawia głowę i szuka mnie wzrokiem.. Wracamy na statek. Zjadamy nasz lunch. Załoga opatruje mi nogę. Zadowoleni wracamy do hotelu. Jeszcze oczywiście   spacer na plaże żeby sprawdzić czy ktoś nie gra w piłkę. Oczywiście Henio znalazł  drużynę i tylko słyszymy jak wołają na boisku „Lewandowski” Wieczorem tradycyjnie kolacja i relax na tarasie.














22 kwietnia

Dziś cały dzień mamy spędzić w hotelu. Niespiesznie idziemy na śniadanie. Potem odwiedzamy  sklepiki znajdujące się w hotelu.  Idziemy nad brodzik o głębokości 140 cm . Henio ma możliwość popływać. Niestety jest mnóstwo ludzi. Dziś jest koniec ramadanu i muzułmanie przybyli do hotelu na wakacje. Do lunchu siedzimy nad basenikiem. Popijamy drinki i inne napoje. Jak rasowe turystki all incusive. Po lunchu przenosimy się nad morze. Próbujemy pływać w morzu. Jednak fala jest dosyć duża i ciągle  musimy z nią walczyć. Decydujemy się wrócić nad lagunę. Tu Henio ma pole do popisu. Oczywiście bardziej interesuje go gra w piłkę i gdy się tylko nadarza okazja to przyłącza się do grających w nogę. Spacerujemy promenadą wzdłuż morza. Obok są jeszcze dwa hotele. Henio jak zobaczył, że na boisku grają w piłkę to od razu poszedł z nimi grać. My spacerujemy. Jest bardzo przyjemnie, ciepło, lekki wiatr od morza. Teraz tylko kolacja i relax













23 kwietnia 

Dziś wcześnie pobudka.  Odbieramy suchy prowiant i jedziemy do portu. Odprawa  paszportowa i katamaranem ruszamy do Jordanii. Płyniemy około godziny. Dosyć mocno buja, ale jakoś sobie z tym radzimy Tu znowu odprawa paszportowa i wsiadamy do autobusu. Przewodnik  Jordańczyk  który kiedyś studiował w Polsce  dobrze radzi sobie z językiem polskim.

Po kolejnych godzinach docieramy do Perty.  Tłumy niesamowite. Dziś jest drugi dzień po ramadanie. Wyznawcy islamu robią sobie wtedy wakacje. Nie najlepszy czas na zwiedzanie.  Petra jest zaliczana do  7 cudów świata współczesnego. Idziemy pięknym kolorowym wąskim wąwozem. Co chwila zatrzymujemy się żeby fotografować   co ciekawsze miejsca. Przewodnik nas pogania. Mówi że potem będzie czas na  zdjęcia. Obiecuje, że  będzie czas by wejść na szczyt by zobaczyć klasztor Al. Deir.

Z wąwozu wyłania się przepiękny front skarbca. Widzę go po raz trzeci i po raz trzeci zachwyca mnie swoim pięknem. Zwiedzamy amfiteatr grobowce. Dostajemy czas wolny. Wspinamy się z Heniem na przeciwległa  od Skarbca skałę, by zobaczyć go w całej okazałości. Widok boski. Robimy zdjęcia i schodzimy. Do klasztoru nie idziemy bo niestety za mało  czasu. Spacerkiem wracamy tą samą drogą.  Po drodze oczywiście zakupy. Henio wdrapuje się na różne skałki. Gdy docieramy na miejsce zbiórki wszyscy już są. Jeden z uczestników wyskakuje na mnie z buzią, że  spóźniłyśmy się. Ja pokazuję mu zegarek U mnie punktualnie  umówiona godzina. Okazuje się ze facet już  pokłócił się z przewodnikiem i paroma innymi osobami. Teraz lunch. Jak zwykle na takich wycieczkach  szwedzki stół. I tłok. Jakoś sobie radzimy. Biorę piwa dla nas. Zapłaciłam jak za zboże. Ale na szczęście Bożenka mówi ze to  piwo było doskonałe. Teraz powrót. Autobus do portu. Jedziemy i obserwuję  Akabę. Gdy byłam tu w 1976 roku była to malutka mieścinka dziką plażą i cudowną rafą tuz przy brzegu. Teraz to duży port przeładunkowy. Rafa zniszczona plaży też nie ma. Wracamy katamaranem. Teraz przynajmniej nie buja. Po drodze okazuje się że zgubiliśmy Henia czapkę. Henio jest zmartwiony, że  zginęła czapka mamy. No cóż nie wrócimy się do Petry. Do hotelu docieramy przed 22. Szybka kolacja i Henio do spania, a my na relax na taras.




































24 – 25  kwietnia

Cały dzień laba . Po raz kolejny odwiedzamy hotelowe sklepiki. Kupuję Heniowi czapeczkę i idziemy na plażę. Kąpiemy się w morzu, lagunie. Henio gra w piłkę na plaży. Całkowity luzik. Wieczorem wyjeżdżamy na Synaj. Po południu  Henio troszkę się przespał. Boję się, że będzie marudził przy nocnym podejściu na górę. Wyruszamy autobusem o 22. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Jest ciemno, że oko wykol. Nasza grupa około 15 osób ma  dwóch przewodników. Jeden idzie z przodu drugi zamyka grupę. Ruszają dziarsko. Ja oczywiście  idę powoli. Henio się denerwuje, że jesteśmy na końcu. Tłumaczę mu, że chodzi o to żeby wejść, a nie ścigać się. Nie bardzo przemawia to do jego wyobraźni. Gdy w końcu mu tłumaczę że  ja nie mam tyle siły co ci młodzi ludzie i nie mamy się po co śpieszyć, bo zdążymy , a je mogę się ze zmęczenia przewrócić dociera do niego. Zaczyna  przejawiać instynkt opiekuńczy. Początkowo trzyma mnie nawet za rękę, przestrzega, żebym uważała  bo kamień się rusza. Jest taki kochany. Bożenka decyduje się pokonać część drogi na wielbłądzie.  To dobry pomysł ze względu na jej kolano.   Powoli, powoli wspinamy się do góry. Idący za nami przewodnik namawia mnie żebym też wzięła  wielbłąda. On nie wie, że to nie  w moim stylu. Jeszcze daję radę, a poza tym przecież Henio  nie zostanie sam. Wprawdzie chciał go zabrać ze sobą jeden z Polaków , który był z nami na wycieczce, ale ja nie powierzam swojego skarbu nikomu. To ja odpowiadam za Henia i on będzie ze mną szedł.  Niebo niesamowicie rozgwieżdżone. Dochodzimy do miejsca, gdzie  jest koniec trasy dla wielbłądów. Bożenka zadowolona żegna się z wielbłądem. Ruszamy teraz do góry po schodach. Jest ich podobno na tej trasie 1700. Początkowo idziemy razem . Jednak kolano Bożenie nie pozwala na dalszą wędrówkę. Zostaje przy szlaku razem w inną uczestniczkę. My idziemy z Heniem dalej. Jest bardzo dzielny. W ogóle nie widać po nim zmęczenia. . Tylko światło czołówki oświetla nam drogę. Idziemy praktycznie sami. Inni z grupy już dawno pogonili na górę, a my powoli, powoli wspinamy się. Przed 4 docieramy do namiotu, gdzie siedzi część naszej grupy. Są spoceni jak myszy. Niektórzy porozbierali się do pasa, bo mają tak mokre ubrania. Niezbyt to mądre jeśli nie ma się nic na zmianę, bo przecież to nie wyschnie i trzeba założyć mokre i zimne. Ale to nie moja sprawa. Henio wypija czekoladę, ja herbatę i  wpinamy się na szczyt. Tu wieje koszmarnie. Okrywam Henia wszystkim co mam. Czekamy na wschód słońca. Henio prawie zasypia, ale daje radę. Słońce wschodzi powoli wynurza się zza chmury. Widok wspaniały. Kolejne wspaniałe przeżycie  wschodu słońca. Powoli wracamy . Henio oczywiście biegiem. Zaczynam go tracić z pola widzenia. Umawiam się z nim, że może iść szybko do miejsca które mu wskażę, i ma czekać na mnie. Jest bardzo zdyscyplinowany.  Naprawdę cudowny chłopak. Docieramy do miejsca, gdzie zostawiliśmy Bożenkę.  Wszyscy jesteśmy zadowoleni. Teraz w trójkę schodzimy na dół. Henio oczywiście przodem. W pewnym momencie gdy dochodzę do niego widzę jego przerażoną minę. Okazuje się, że według niego minął zakręt na którym miał na nas czekać.  Pytał czy mu wybaczę. Oczywiście powiedziałam mu że nic się nie stało, bo chodziło o inny zakręt. Około 10 byliśmy przy klasztorze św. Katarzyny. Tu spotkała się cała grupa z przewodnikiem, który  oprowadził nas po  kościele i klasztorze. Klasztor wybudowany jest w miejscu gdzie Bóg objawił się Mojżeszowi w postaci krzaku gorejącego . W klasztorze żyją jeszcze ortodoksyjni mnisi. Wnętrza klasztoru udekorowane są pięknymi bizantyjskimi mozaikami. Robimy zdjęcia przy krzewie gorejącym. Zwiedzanie dosyć krótkie, ale muszę przyznać że wystarczające, biorąc pod uwagę, że wszyscy jesteśmy zmęczeni po nocy.  Teraz droga  do hotelu. Najpierw trzeba dojść do autobusu. Jest gorąco, a chwila odpoczynku  w klasztorze spowodowała że jesteśmy bardzo znużeni. Ja jakoś się ciągnę, ale Bożenka idzie ostatkiem sił. Widać, że bardzo cierpi. Wreszcie autobus. Wsiadamy i ściągamy buty. Henio szuka sandała, żeby założyć na nogę. Zasypiamy. Przed hotelem budzimy się i prędko na lunch. Po lunchu  kąpiel i spanie. Wszyscy padamy ze zmęczenia. Godzinna drzemka dobrze nam robi. Henio oczywiście chce iść nad wodę. Zbieramy rzeczy i idziemy leżeć na plaży. My mościmy się na leżakach a Henio idzie grać w piłkę. Ileż on ma siły. Obserwujemy go jak gra z dorosłymi i dużo starszymi chłopakami. Dzisiaj mamy jeść kolację w restauracji arabskiej. W czasie pobytu można  raz  pójść do  restauracji arabskiej, tajskiej bądź hinduskiej. Zdecydowałyśmy się na arabską , bo skoro jesteśmy u Arabów to trzeba spróbować ich kuchni.  Restauracja jest przy plaży. Przebieramy się i pełni nadziei ruszamy. Wystrój raczej ubogi. Podają nam pasty jako przystawki. Potem zupa. Całkiem niezła, tylko strasznie gorąca i trochę ostra jak dla Henia. Ale on dzielny chłopczyk zjada wszystko. Następnie przynoszą nam  talerz mięsa na podgrzewanym stoliku. Niestety mięso suche twarde i zimne. Tylko niektóre kawałki kurczaka smaczne soczyste.  Ilość wina też ograniczona. Po dwa kieliszki na osobę i finito. Trochę rozczarowane wracamy do pokoju, bo trzeba się pakować. W trakcie pakowania wychodzi, że jeden sandał Henia został w autobusie. Ja przez przypadek wzięłam na wycieczkę dwie pary sandałów dla Henia. Jechał w jednych a drugie były w torbie. Gdy szliśmy na górę sandały zamienił na adidasy. Potem wrócił nie znalazł drugiego sandała które  zdjął w autobusie więc wyjął parę z torby nie mówiąc że nie może znaleźć drugiego sandała. W ten sposób  stracił sandały i czapeczkę. To po stronie strat. Myślę że po stronie  korzyści dużo więcej więc takie straty można przeboleć.




































26 kwietnia.

 

Rano pobudka. Dzwonię na recepcję żeby zabrali nasze walizki. Mają przyjść za pięć minut. Nie przychodzą wcale. Bożenka i Henio poszli na recepcję a ja czekam. W końcu sama szarpie się z dwoma walizkami  . Spocona jak mysz docieram do recepcji. Facet coś tam mi tłumaczy, ale dla mnie liczą się fakty. W zeszłym roku w hotelu Sataya wszystko grało jak należy. Wszyscy już siedzą w autobusie. Kierowca ładuje  nasze walizki a tu okazuje się że   w autobusie nie ma miejsc siedzących. Rezydentka mówi żebym jechała innym autobusem a innym walizki. Nie zgadzam się na takie rozwiązanie. W końcu  kierowca z drugiego autobusu łaskawie otwiera  bagażnik przesuwa walizki i miejsce się znalazło. Wchodzimy do autobusu. Są trzy miejsca rozrzucone. Ja idę z Heniem na koniec autobusu. Siadam na tym miejscu podwyższonym  środkowym. Henio siada na fotelu w rzędzie przede mną. Koło mnie siedzi grubas, który się rozwalił i zajmuje półtora miejsc. Siedząca obok niego partnerka też nie ustępuje mu tuszą. Proszę żeby zrobił mi trochę miejsca i nie zajmował mojego fotela. On  z krzykiem że się czepiam. Pcha mnie tak że muszę siedzieć przyciśnięta do mężczyzny siedzącego obok. Wieloryb jeszcze komentuje że jestem walnięta, a i mogę posadzić tu dziecko a sama  siąść  na fotelu obok. Dojeżdżamy do lotniska. Odprawa trwa dosyć długo ale jakoś  przechodzimy ją spokojnie. Lot jak zwykle w liniach LOT-u zimno jak diabli bo rzekomo  byłoby duszno gdyby podnieśli temperaturę. Szkoda gadać. Najgorsze linie lotnicze. Po południu lądujemy na Okęciu. Bartek czeka na nas. I koniec przygody.

odlatujemy


 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz