wtorek, 26 września 2023

Papua Nowa Gwinea 22 września 2023 r.

 22 września 2023 r.

Chłopaki cała noc tańczą i śpiewają. Co się obudzę to słyszę  te same dźwięki.. O trzeciej nad ranem rozpoczęła się burza. Lało nieprawdopodobnie. Serie piorunów, grzmoty. Coś niesamowitego. Jakbyśmy byli pod wodospadem. Po trzech godzinach burza ustała. Wioska cała zalana. Zbiorniki na deszczówkę pełne, przelewają się. Przed kranem stoi kolejka , by napełnić swoje zbiorniki, to jest kanistry, butelki plastikowe itp. Woda leje się bez przerwy. Dużo leci poza pojemniki, bo pojemnik stoi nisko a kran wysoko. Zamiast założyć jakąś rurkę plastikową i wkładać ją do pojemnika to marnują tyle wody, która jest dla nich bezcenna. Brak wody to konieczność noszenia jej z rzeki. Francis przynosi nam wodę gorącą. My jak zwykle to samo . Marcin zupka chińska, ja chleb z dżemem. Piję kawę, i idę na plac. Mężczyźni po burzy znowu zaczęli swoje tańce. Mają siłę. Podobno wspomagają się różnymi specyfikami. Mnie wydawało się że trochę się niektórzy zataczali. Obserwujemy życie w wiosce po ulewie. Okazało się że część mieszkańców noc spędziła pod domem domy są na palach, bo tam nie padało. Dachy przeciekają, a podłoga stanowi dodatkowe zabezpieczenie przed deszczem. Teraz chodzą po wodzie i wcale im to nie przeszkadza. Widzimy jak chłopiec schodzi z drabiny staje w wodzie do pół łydki, ściąga spodnie, załatwia się na środku kałuży podciąga spodnie i wchodzi na górę do domu. Była to odpowiedź na pytanie Marcina, gdzie oni mają kible. Nasz kibelek sławojka nie jest na szczęście  przez nich używany. Idziemy nad rzekę i płyniemy na drugą stronę do Kanganaman. Tu znowu opowieść że spotkamy Chrisa. Już mam dosyć  tego faceta. Po co mi on. Wchodzimy do wioski, ale ta część ze spirit housem jest tak zadbana, że mamy wrażenie, ze nikt tu nie mieszka. Stoją jakieś puste domy zadbane, ale puste. Wchodzimy do spirithouse zwanym przez miejscowych tambaran. Jest bardzo duży czysty, pełen chłopów. Dym z tlących się pni odgania owady. Oni śpią. Oczywiście totem, którego nie wolno fotografować, czapka z głowy musi być zdjęta. Tu mają trochę inne stroje. Zrobione z giętkich gałązek. Marcinowi przypominają Wańki-wstańki, mnie Ptysia od Balbiny. Płacimy za występ. Kurczaki bo tak nazwałam w myślach przebrania ustrojone są dodatkowo w czerwone kwiaty ketmi. Tańczą inaczej niż dotychczasowi tancerze. Po występie Francis pokazuje nam Guesthouse Chrisa. Mały domek na palach. Dwa pokoje malutkie. Można spać tylko na podłodze. Nie wiem gdzie mieści się 11 osób z wycieczki. Francis mówi, że Chris ma jeszcze jeden taki domek, ale macha ręką tak, ze nie bardzo wiemy gdzie on się znajduje. Teraz ponownie doceniamy jakie wygody mamy w apartamentach Biskupa. Znowu mam się spotkać z Chrisem  nie bardzo wiem po co ) ale znowu okazuje się że on  jest gdzieś daleko i nie przyjedzie.    Wracamy do naszej wioski. Po  drodze widzimy tysiące jętek, które wykluły się przez noc . Widok niesamowity. Tomas zaprasza nas do swojego domu. Wchodzimy po drabinie, Tu na piętrze o powierzchni około 60 metrów kwadratowych siedzi tłumek ludzi. Kobiety robią swoje bilungi. Robią to z nitek korzenia jednego drzewa. Skręcają je i uplatają za pomocą patyczka . W dwóch końcach domu stoją te gliniane misy - to paleniska. W nich jest palony ogień i pieczone lub gotowane potrawy.  Dym roznosi się po domu i odstrasza owady.  Córka Francisa  piecze sego. Bierze z miski proszek, o konsystencji przypominającej mąkę ziemniaczaną. Kładzie to na nagrzanej płycie i smaży? nie wiem suszy? bez tłuszczu. Mąka staje się plackiem. Odwraca to na drugą stronę. Potem zdejmuje. Przez chwilę pozwala temu  plackowi przestudzić  i składa go na pól. Urywam kawałeczek mniejszy od mojego małego paznokcia. Utyka mi to w gardle. Ma smak jakiejś  surowej mąki. . Na drugim końcu domu druga córka  piecze ryby. Oczywiście bez patroszenia ((Marcin mówi białko to białko) nie decyduję się próbować. Upieczone wiktuały zjada przed nami syn Tomasa. Daję dzieciom cukierki i różańce, które mam przy sobie. Dorośli są jak dzieci. Też wyciągają rękę po cukierki, a gdy zabrakło dla dziecka to   nie podzielą się. W tym pomieszczeniu są tylko dwa materace. Nie wiem gdzie śpi reszta rodziny. Bezpośrednio na matach? Tu też maty są położone na belkach. Pomiędzy matami są takie dziury, że dziecko spokojnie wypadnie. Trzeba chodzić po belkach, bo strach że mata pęknie. Po wizycie u Francisa  idziemy do wioski Meringei. Ja mam obtarte  nogi, bo moje sandały do chodzenia po wodzie po 15 latach używania poobcierały mnie. Idziemy na piechotę a ja czuję, że mam coraz więcej obtarć. Docieramy do wioski. Przed wioską  szkoła podstawowa i trzy domki nauczycieli. Teraz wchodzimy w piękną bambusową aleję.. Wieś jest dosyć rozległa. Domki rozrzucone i dzięki temu jest dużo zieleni. Wchodzimy do haus tambaran. Jest on bardzo łanie rzeźbiony. o środku stoi totem. Oczywiście garamut drum czyli pień z drzewa w środku wydrążony dzięki czemu wydaje głośne dźwięki Papuasi demonstrują nam  zarówno muzykę na tych bębnach jak i na długich bambusach. Graja na nich jak na fletach , które mają po kilak metrów Mężczyźni mówią nam, że dzisiaj będą uczestniczyć w inicjacji w naszej wsi. Nie bardzo mi się to składa, ale zobaczymy.. Gdy wracamy rozdaję dzieciom cukierki. W związku z tym ciągnie się za nami procesja. Gdy opuszczamy aleję bambusową dziękują za cukierki. Sympatyczne dzieciaki. Teraz powrót do wioski i chwila prawdy. Będzie pokaz dla nas czy nie. Pojawi się Chris z grupą czy nie. Moim problemem są nogi. Całe stopy poobdzierane. Marcin opatruje je ze wszystkich stron, ale założenie  sandałów to kolejne cierpienie. W międzyczasie Marcin mówi, że jak wrócił do pokoju to na szafce, gdzie poprzez niedopatrzenie zostawiliśmy ciastka siedział szczur. Oczywiście uciekł jak zobaczy Marcina, ale niechętnie. No i wiem że noc mam z głowy. Po co on mi to mówił? Raczej wolałam nie mieć tej wiedzy. Tym bardziej ze naprawdę pilnowałam, żeby żadna żywność nie leżała  na wierzchu. Żona Tomasa w podzięce za wczorajsze cukierki dla dzieci przynosi nam  ananasa Francis przychodzi i prosi o pomoc, bo jego wnuczka jest chora. Słyszeliśmy płacz dziecka już od wczoraj. Przynoszą mała dziewczynkę. Marcin bada. Nie mamy leków dla dzieci. Wygląda  to według niego na zatrucie pokarmowe. Znajduje w swojej apteczce lek przeciwbakteryjny, który można podawać dzieciom. Za chwilę pojawia się wnuczek Francisa z wrzodem na stawie kciuka. Marcin ma zmartwienie, Szukamy igły, sterylizatora. Ogniem sterylizujemy igłę. Marcin przekłuwa wrzód, ale nie specjalnie z niego cieknie. Daje chłopakowi antybiotyk doustny a ja Tribiotic do smarowania. Lecznica otwarta? Obserwujemy z naszego tarasu życie ludzi. Tu każda kura ma  wstążkę na skrzydle, żeby było wiadomo do kogo należy. Idziemy na ceremonię  Idę na bosaka. Marcin chce mi oddać swoje sandały, żebym nie zakażała ran pod stopami. Próbuję nawet założyć jego sandały, ale niestety ranią mi nogi. Idę na bosaka na ceremonię. Czekamy na Chrisa. W międzyczasie  wchodzimy na teren spirit housu. Tu na razie  nic specjalnego się nie dzieje.  On się nie pojawia. W końcu zaczyna się ceremonia z godzinnym opóźnieniem . Tańce krokodyla takie same jak wczoraj. Ludzie tak jak wczoraj śmieją się z wygłupów tancerza będącego ogonem krokodyla. O wpół do siódmej zaczyna robić się ciemno. Chris ze swoją grupą pojawia się po zmroku. Oczywiście ludzie już nie mogą zrobić żadnych zdjęć. Tańczący mają pochodnie . Wchodzimy ponownie na teren spirit housu. zapomniałam napisać że jest on osłonięty liśćmi palmowymi przed  widokiem osób niepowołanych. Wchodzić mogą tylko mężczyźni uczestniczący w ceremonii. I oczywiście turyści za zgodą wodza. Tu wewnątrz na stołkach siedzą mężczyźni, którzy rano zostali poddani ceremonii przejścia w dorosłość. Plecy całe pocięte w zaschniętych strupach. Siedzą tak od rana, bo mają pocięte  plecy, klatkę piersiową i  uda. Dla mnie koszmar. Siedzimy wewnątrz przez jakiś czas. W tym czasie mężczyźni wychodzą i cały czas śpiewają i tańczą. Po 21 idziemy do domu. Jutro rano mamy wstać na dalszy ciąg ceremonii. Oczywiście mężczyźni cała noc będą tańczyć i śpiewać Francis bierze od nas czajnik z wodą, by rano nam przynieść wrzątek i prosi by pomóc jeszcze żonie, bo ma coś na ręku. Marcin prosi, by przyszła jutro przed naszym odjazdem. . Ja oczywiście cała w nerwach ze względu na szczura.  mam jakiś ból w żołądku po tym placku?  Nie wiem . Nalewam z wodę zakupioną w Wewak do czajnika i proszęm by Francis ja zagotował. Zrobią sobie  porządnej herbaty. Marcin zaleca wzięcie polopiryny. Biorę i on też. Nie wiem co mu jest. Przynosi wiadro z wodą. każe mi wymyć nogi i opatruje moje rany, a raczej tylko opryskuje środkiem dezynfekującym i zaleca pozostawienie ich tak na noc. Posłuszna pacjentka wykonuje  zalecenia lekarza.  Idziemy spać. Ja z duszą na ramieniu. 

narzędzie do wybierania wody

w Kanganaman

w Kanganaman

bęben


stroje do tańca




taniec wojowników




z wojownikami 

to kury czy wańki wstańki?

spirithouse

we wnętrzu kazuar


guesthouse Chrisa

jętki nad wodą

jętki

jętki 


aleja bananowa

na tarasie rezydencji 

w domu Tomasa

w domu Tomasa

Sego się piecze

w domu Tomasa

w domu Tomasa

plecenie bilungów

w domu Tomasa

orzeł ze złamanym skrzydłem

Sego

jemu sego smakuje

jemu sego smakuje

szkoła

aleja bambusowa
spirithouse


te blizny to po inicjacji

totem 



młody wojownik


maski mają straszyć



przygotowania do ceremonii


spirithouse osłonięty

ogon krokodyla

ogon krokodyla


krokodyl

głowa krokodyla




chłopak po 12 godzinach od inicjacji

plecy krokodyla

chłopak poddany inicjacji

tak wyglądają plecy po 24 godzinach




1 komentarz:

  1. Halinka tak się utożsamiła z chłopakami, że ceremonię inicjacji przeżyła na swoich stopach... 🤔🥴 Konkurują kto ma więcej ran i obtarć... 😅
    A ten sposób realizacji potrzeb fizjologicznych powinien być na każdym osiedlu... 🤣🤣🤣
    TW

    OdpowiedzUsuń