sobota, 30 września 2023

Wyspy Salomona 30 września 2023 r.

 30 września 2023 r.

Pobudka o 7. Piękna pogoda. Morze spokojne. Właściwie nie ma fal. Gdy jemy śniadanie przy stole siada zarządzająca i zaczyna pisać rachunek. Marcin poszedł po pieniądze. Gdy wrócił juz jej nie było. Marcin poszedł porobić zdjęcia. Pakujemy sie i znosimy bagaże na dół.Wtedy kobieta przedstawia rachunek. Oczywiście hotel  znamy cenę ale reszta  to podnaddwukrotnośc ceny hotelu. W cenie jedzenie - no dobra jedliśmy wprawdzie nie w restauracji Michelina ale ceny tak. Dobra nie pytaliśmy . Bramka po jej stronie, ale dodatkowe pozycje to wulkan, delfiny i przewodnik. Na przewodnika się zgadzam, ale na to żebym miała płacić za to że koło nas w morzu przepłynęły delfiny to już się nie zgadzam. Za wejście na wulkan też nie chcę płacić bo to nie park narodowy a przy wejściu biletów nie było a wulkan to nie jest własność hotelu. Zabieramy rzeczy i wsiadamy na łódkę. Za nas hotel zapłaciła Karen. To z nią będziemy wyjaśniać  wszystkie dodatkowe kwestie. Odpływamy od brzegu i zaczyna się horror. Łodzią zaczyna rzucać. Nie wiadomo skąd pojawiły się fale i to jakie. Wiatr coraz większy. Naszą łupiną rzuca na wszystkie strony.Najgorzej jak łódź spada  ze szczytu fali. Jest wielkie bum i okropny ból kręgosłupa. Mam dość tej jazdy. Ale nie da się wysiąść. Zaczyna mnie ogarniać strach. Jesteśmy daleko od brzegu wiatr się wzmaga. łódeczka malutka, zbliża się burza , a przed nami jeszcze dwie godziny takiego walenia łodzią o wodę. Siedzę pochylona do przodu, żeby nie bolał tak kręgosłup. Zaczynam sugerować Marcinowi  bezsens płynięcia na wyspę Tulagi, ale on jakoś nie łapie o co chodzi albo nie chce. Płyniemy dalej. W łódce jest woda. Wiatr coraz silniejszy. Oczywiście wściekam się na siebie, ze jestem taka wariatka i zawsze się wepcham w jakąś kabałę. Teraz to nie ma odwrotu. Nadciąga deszcz. Leje jak z cebra. Siecze po plecach, jakby biczem ktoś walił, a ja jestem pochylona na maksa do przodu, żeby zamortyzować uderzenia łodzi. Już szczerze mam dosyć tej podróży. Marcin pewnie też, ale nadrabia miną. Gdy nadszedł deszcz morze się nieco uspokoiło z naciskiem na nieco. Już nie ma tych najgorszych upadków ze ze szczytu fali. Po dwóch godzinach docieramy do wyspy Tulagi. A tu inny świat. świeci słońce, morze praktycznie bez fal i cudowny turkusowy kolor wody. . Czy nie mogło tak być  przez całą drogę. Ledwo wychodzę z łódki. Plecy bolą mnie niemiłosiernie, a na dodatek mam taki szum w głowie jakby mi mózg kręcił młynka. Stoję przez chwilę oparta o łódź by mi się nie przewrócić. Idziemy z Marcinem powoli do miasteczka. Obok jest market. Wchodzimy tam, ale nic specjalnego. Idziemy drogą wzdłuż morza. Piękne plaże, mnóstwo pięknej zieleni, kwiatów. Na plaży dużo fragmentów rafy koralowej. Brodzimy po kolana w wodzie i widzimy rybki, rozgwiazdy,ślimaki, kraby. Marcin nawet zobaczył węża morskiego. Można by tak chodzić  godzinami. Wracamy do łodzi. Na myśl o jeździe  od razu mam dosyć.. Podobno mamy płynąć do Honiary godzinę i pięćdziesiąt minut. Będę liczyła każdą minutę. Siadamy na łódkę. Oczywiście kamizelki mają stanowić poduszki amortyzujące  pod tyłkiem. Gdy wypływamy na pełne morze zaczyna rzucać łódką. Facet każe mi się przesiąść an środkową ławkę, ba ma  być lepiej. Jedną ręką trzymam się burty drugą ławki. Może nie wypadnę przy kolejnym podrzucie. Deszcz pada, ale nie siecze tak jak poprzednio. Morze trochę spokojniejsze, ale kręgosłup boli a huk silnika, huk fal i to rzucanie łódką powoduje że w głowie mi się kręci.Marzę o tym żeby wejść już do pokoju, rzucić się na łóżko i spać. nie byłam pewna  tylko czy w tym mokrym ubraniu czy też je zrzucić. BO jesteśmy kompletnie mokrzy. Po półtorej godzinie docieramy do Honiary. Wygrzebuję się z łodzi. Widzę że Marcin też ma dosyć. Żegnamy się z załogą łódki i idziemy do wyjścia. Zaczepia nas taki wielki grubas i twierdzi, że my za coś nie zapłaciliśmy. Ja myślałam,że chodzi o łódź.. dzwoni do Karen. Ona zaraz przyjeżdża z dziećmi. Tłumaczymy jej o co chodzi. ona gada z goście, On do mnie że to ich delfiny i za to że je zobaczyliśmy mamy zapłacić, Bo to własność Wysp Solomona. Ja mu mówię że widzieliśmy też ryby latające, motyle i trzy psy w hotelu to może też powinniśmy mu zapłacić.Marcin wyjmuje 100 dolarów amerykańskich  chce zapłacić za wszystko za co nie zapłaciliśmy. Karen się sprzeciwia i daje facetowi 200 dolarów solomońskich. Facet bierze i odchodzi zadowolony. My z Karen i jej dziećmi idziemy do hotelu. Tłumaczymy jej że  nie zapłaciliśmy też za jedzenie i przewodnika. Za to chcieliśmy zapłacić. Ale ona  przyjmuje od nas tylko 200 dolarów solomońskich i kończy sprawę. Umawiamy się z nią na jutro na wycieczkę.. Idziemy do pokoju, zabieramy bagaże z przechowalni. Postanawiamy iść na basen. Mało nam jeszcze wody. Siedzimy sami w basenie przez godzinę. Potem kolacja. Marcin zamawia wielką pizzę. Ja rybę. Niestety okazało się że  nie ma ryby. Zamawiam wołowinę  smażoną. Twarda  i słona. W międzyczasie Marcin znowu widzi szczura w restauracji. Wracamy do pokoju. Ja do bloga




















nasz hotel na wyspie Savo

nasz hotel na wyspie Savo







lizaki lodowe na Tulagi

na targowiski

Iksora











dodatkowe miejsce dla pasażera

złowiony marlin



świnia czeka na transpoort

laguna przy Tulagi

nasza załoga

 .
solomońska kotka

1 komentarz:

  1. Opis warunków podróży kontra piękne zdjęcia...
    To po to Halinko się męczysz, żeby inni mogli w cieplarnianych warunkach podziwiać widoki... 🤣🤣🤣
    Brawo Ty... 👍👍👍🌷🌷🌷
    TW

    OdpowiedzUsuń