niedziela, 10 września 2023

Papua Nowa Gwinea 9-11 września 2023

Papua Nowa  Gwinea 9-11 września 2023r.

No i stało się.Ruszamy do Papui Nowej Gwinei, potem Wyspy Solomona i Vanuatu .Bilety kupiliśmy już dawno ale wtedy okazało się ze nie możemy nic znaleźć w Goroce . Jest to miejsce wspaniałego festiwalu . Wybór terminu nie był przypadkowy . Festiwal plemion papuaskich odbywa się co roku w połowie września Lecimy Emiratami . W Warszawie wszystko idzie  jak z płatka . Karty boardingowe do Port Moresby wydrukowałam . Bagaż nadany do Port Moresby . Mamy 60 kilo bagażu i ciężki plecak Marcina. Marcina bagaż podręczny 17 kilo bo aparaty i powerbanki swoje ważą . Ja też mam zapchany plecaczek,  bo wiozę  komórki i tablety dla biskupa . Właśnie on pomógł nam załatwić nocleg w  Goroce. Szukałam na czas festiwalu jakiegoś noclegu, ale okazuje się, że trzeba hotel rezerwować z rocznym wyprzedzeniem . Znalazłam gdzieś informacje w internecie że w Goroce są polscy misjonarze Werbisci . Próbowałam uzyskać adres lub telefon do nich na Papuę w Polsce ale  bezskutecznie . Wpadłam na pomysł ,że przecież Zbyszek ma dobre kontakty z misjonarzami Pallotynami. Przez niego dostałam numer telefonu do misjonarzy Pallotynów na Papui . Oni skierowali mnie do ich miejscowego biskupa . Okazał się być bardzo życzliwy. Skontaktował nas z biskupem Werbistą w Goroce . Z wdzięczności zabrałam mu trochę rzeczy  które dała jego siostra. Było tego w sumie prawie 30 kilo Różańce świece adwentowe, święte obrazki ornat Tych różańców 5 kilo. Pomyślałam że bagaż oddamy w Warszawie odbierzemy w Port Moresby i nie będzie kłopotu, a dobry uczynek będzie. Dodatkowo dla niego  dwa tablety i dwie komórki mam w podręcznym. Lądujemy w Manili . Przy wyjściu z samolotu stoi facet z kartką, a tam nasze nazwiska . Mówi ze jest z linii Quantas i pomoże nam w transferze . Jest nas 6 osób. Prowadzi nas  do jakiegoś pokoju i mówi, że musimy dać mu paszporty i karty boardingowe i on załatwi transfer. Nie wiemy o co chodzi . Ja nie chcę dać paszportu . Inni też . Po chwili przychodzi dziewczyna i tłumaczy nam, że musimy przekroczyć granicę, odebrać bagaż i jechać na inny terminal, a ona to załatwi  bez problemów . W końcu dajemy paszporty i karty boardingowe . Po jakimś  czasie wraca. Oddaje nam karty a paszporty zatrzymuje . Czekamy na bagaże . Ona odbiera nasze bagaże. W końcu idziemy z nią  przekraczamy granice bez problemów drogami dla personelu . Nasze bagaże na wózkach. Prowadzi nas do autobusu. Tylko nasza grupa z dziewczyną. Jedziemy po lotnisku z 15minut . Wprowadza nas do starego terminalu. Musimy wejść na piętro. są schody ruchome ale nieczynne. Teraz już sami musimy walczyć z naszym ponad 80 kilogramowym bagażem. Wciągamy to na piętro. Tu zaczyna się od nowa odprawa. Paszporty, wizy, bilet powrotny z Papui -najważniejsze bo może chcemy zostać, i ważenie bagaży . Z walizkami wszystko idzie dobrze . Gorzej z podręcznym . W Warszawie facet tylko spojrzał jakie rozmiary bagażu są i to wszystko . Mój  bagaż ok, ale Marcina 17 kilo a można 7 . Facet kręci nosem. Gdy na chwile odchodzi wyciągamy powerbanki, telefony dla biskupa i aparat fotograficzny . Upychamy wszystko po kieszeniach i do mojego plecaczka . Teraz ważymy 8 kilo. Może być . Znowu z bagażami prowadzą nas na odprawę . Prześwietlają walizki . Marcina zatrzymują i pytają co on ma takiego malutkiego w walizce . Początkowo nie wiemy o co chodzi a to malutkie elementy to kulki różańców .Puszczają nas wolno. Czekamy na samolot . Spóźnieni prawie dwie godziny startujemy . Od razu zasypiamy . W pewnym momencie zapalają światło w samolocie . Obudziłam się i pomyślałam, że dadzą coś do jedzenia . Przez te transfery nie mieliśmy czasu nic zjeść . Mieliśmy planowo  ponad 5 godzin czekania na samolot . Transfer trwał 4,5 godziny . A w poczekalni gdy czekaliśmy na spóźniony samolot nie bardzo można było wychodzić, bo nie wiadomo kiedy będę wpuszczać na samolot . Tak wiec bardzo się ucieszyłam na myśl, że dadzą coś zjeść . Postanowiłam skorzystać z toalety . Proszę faceta, który siedział koło mnie, żeby mnie przepuścił, a on ze nie można bo ładujemy z powrotem w Manili . Patrzę na ekran, a my po 2 godzinach lotu jesteśmy nad Manilą . Lądujemy szczęśliwie . Na lotnisku dyskoteka  straż pożarna,  karetki pogotowia,  policja i migające światełka. No mieliśmy szczęście. Gdy wychodzimy z samolotu podchodzi do mnie facet i pyta czy jestem z transferu.  Nie bardzo wiem o co chodzi, ale potwierdzam . Sadzają  znów nas i Turków, którzy lecieli z nami Emiratami na oddzielnej ławeczce . Po jakimś czasie jest informacja, że dzisiaj nie polecimy . Zabierają nas do hotelu . Oczywiście z bagażami . W hotelu padamy ze zmęczenia . Ja budzę się  po 3 godzinach i sprawdzam, czy jest informacja o naszym samolocie . Jest, ale o samolocie na dzień następny. . O wpół do 10 idziemy na śniadanie . Są tylko resztki jedzenia bo śniadanie do 10. Marcin zjada słuszna porcje jajecznicy na bekonie , makaronu filipińskich  pampuchów ja tylko jajka na miękko . Wracamy do pokoju i czekamy. Marcin śpi, ja uzupełniam bloga. W południe ruszamy na lunch.. W międzyczasie przychodzi facet z linii lotniczych i oznajmia nam że lecimy jutro tj 12 o 8 wieczorem. Po lunchu ruszamy do Manili. Odwiedzamy centrum handlowe, bo musze kupić nową myszkę. Ta nie chce ze mną współpracować. Centrum Handlowe jak wszędzie. Kupuję myszkę i wędrujemy po centrum handlowym. Wchodzimy do spożywczaka. Oglądamy owoce. Kupujemy owoce. i idziemy nad morze. Marcin robi zdjęcia. Jak ochrona zobaczyła jego aparat to przyszli i kazali mu zgłosić  się po pozwolenie na robienie zdjęć. Dajemy za wygraną. Zresztą Marcin już wszystko obfotografował. Ruszamy w drogę powrotną. Jest bardzo gorąco i wilgotno. Jesteśmy cali mokrzy. Docieramy do hotelu. Tu recepcjonistka jak zobaczyła Marcina zawołała, że  ma jego paszport. Nie wiemy jak to się stało, że paszport Marcina został na recepcji.. W międzyczasie dostałam informację że jutro o 20 mamy lot do Port Moresby. Zastanawiamy się z Marcinem co robić jutro. On napalił się na wycieczkę nad jezioro Taal gdzie wystaje wulkan  w którego kraterze jest też jezioro. Ja byłam tam w 2014 roku, ale nie popłynęłyśmy z Lidką na jezioro i nie wchodziłyśmy na szczyt,. Może teraz spróbujemy. Musimy jechać wcześnie rano. Trzeba coś zorganizować. Kolacja bez zarzutu. Wracamy do pokoju  . Ja strasznie się objadłam. Organizujemy wycieczkę i zajadamy się owocami. Niektóre okropnie kwaśne. Natomiast owoc smoka u nas biały w środku a ty cudownie buraczkowy. . Szkoda zmarnowanych dwóch dni, ale trzeba cieszyć się tym co przed nami.. W holu spotykamy Turków którzy z nami przylecieli. Oni planowali być tylko 5 dni na Papui. teraz zostały im tylko 3 dni. Niestety z wycieczki nici. Za mało czasu . Nie wiemy o której jutro po nas przyjadą żeby zabrać nas na lotnisko. Pojedziemy na Stare Miasto i też będzie fajnie.


w samolocie

tak witają nas w Manili

kolejna odprawa

jaki smaczny pieróg

czekamy i czekamy na samolot

wreszcie w hotelu


owocki zakupione w centrum

atrakcyjne i smaczne

tu już święta

to nie kable a fasola

suszone rybki śmierdzą..

jakieś warzywo nie ogórek

centrum handlowe w słońcu

mistrzostwa świata w koszykówce

czy tu jedzą robaki?

zachód słońca

na ulicach Manili

 w centrum handlowym

łabędź sworowskiego

Z wizyta u Mikołaja

widok z naszego okna

widok z okna

nad nami latają samoloty

kolejny samolot

zachód słońca 
zachód słońca

na to trzeba pozwolenie?

Manila w blasku zachodzącego słońca

Manila w blasku zachodzącego słońca

3 komentarze:

  1. Fajne ciekawostki.Pozdrawiam Alicja

    OdpowiedzUsuń
  2. Fasolka w formie węży ogrodowych i ogórki, które nie są ogórkami...
    Halina w topowej formie wyrusza w kolejną podróż...
    Nudno to nie będzie 😇
    TW

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze jedna refleksja...
    Tylko Halinka potrafi zaangażować w swoją wyprawę hierarchię kościelną na dwóch kontynentach... 😇
    TW

    OdpowiedzUsuń