sobota, 7 października 2023

Vanuatu 7 października 2023 r.

  7 października 2023 r.

Jak zwykle zrywamy się o 6. Marcin z aparatem pędzi nad morze. Jest odpływ. Rafa koralowa na wierzchu. W płyciznach pełno rybek i innych stworków. Marcin brodzi po rafie i robi zdjęcia. Ja ograniczam się do robienia zdjęć z pomostu. Nie chcę pokaleczyć jeszcze bardziej nóg. O siódmej idziemy na śniadanie. Raczej skromne. Chleb, mleko, płatki, owoce masło i dżemy. Już się przyzwyczailiśmy. Gdy kończymy właścicielka przychodzi do nas  z wiadomością, że nasz samolot już jest i  mamy iść do samochodu. Szybka zbieramy manatki i  już w drogę. Hotel jest niedaleko lotniska. Po chwili cała grupa  jest w komplecie. Leci z nami jeszcze jedna para. W samolocie jest 8 miejsc.  Po godzinie lądujemy w Port Vila. O 10 jesteśmy już w hotelu. Postanawiamy jechać na ryby. Dzwonimy do faceta, z którym umówiliśmy się przedwczoraj, że zabierze nas na ryby. W hotelu dają nam klucz do pokoju. Okazuje się, że do tego samego. Wygląda tak jakbyśmy się nie wymeldowali z hotelu. Wyjaśniam recepcjonistce sprawę. Nie chcę płacić za noc  gdy nie spałam. Recepcjonistka mówi, że wszystko w porządku. Jutro się okaże. Przyjeżdża facet żeby nas zabrać na ryby. Bardzo wesoły. Jedziemy za Port Vila do jakiejś wioski. Tam jego  zięć ma z nami popłynąć na ryby. Poznajemy po drodze nowe oblicze Efate. Zielone, górzyste. Zajeżdżamy do wioski. Łódka gotowa możemy płynąć. Po drodze facet zatrzymuje się i przynosi dwie młode sadzonki kokosa. Dopływamy do zaznaczonego bojami miejsca i rzucamy  do wody kawałki kokosa. Ryby rzucają się wprost na  jedzenie. Potem  proponuje nam, żebyśmy popływali. Tylko nie ma jak wejść na łódkę z głębokiego morza. Ja się nie decyduję. Marcin wskakuje, Robi zdjęcia. Jest zachwycony podwodnym światem. Z trudem wciąga się do  łodzi. Już widzę jak bym się wciągnęła.. Facet daje nam wędki i każe trzymać. Jak poczujemy szarpnięcie to znaczy  że złapała się ryba. Płyniemy łódką w jedną i drugą stronę, ale nic nawet nie drgnęło. Gdy już się nam znudziło wysiadł z łodzi i przyniósł nam trochę krabów pustelników. Zakłada je na haczyk i tylko na żyłce mamy spuszczać do wody. Kilka razy ryby przynętę zjadły ale nic nie złowiliśmy Na samym końcu udaje się Marcinowi złowić śliczną  czerwoną rybkę. Oczywiście rybka zaraz wraca do morza. Ale jakiś sukces jest. Teraz wskakujemy do wody i snorkujemy. Tu są takie wielkie  małże. Ogromne skorupy. Coś niesamowitego. W pewnym momencie rybka wytrąciła Marcinowi kamerkę z ręki. Stara się ją wyłowić, ale nie daje rady. za to nasz kapitan  szybko sobie z tym radzi, Znowu pływamy po ogrodach podwodnych. Niezwykle kolorowych z bajecznie kolorowymi rybkami. Gdy nam się znudziło  wychodzimy na brzeg, Widzimy jak  rybacy wracają z połowów na własne potrzeby. Mają ośmiornice, i różne kolorowe rybki.  Rozmawialiśmy z naszym kapitanem łodzi. On był w Australii zarobił na łódź, dom i wrócił. Dla niego tu jest życie. Mówi, że mu nic więcej nie potrzeba. Wracamy z wesołym kierowcą do hotelu. Po drodze zatrzymujemy się w kava bar. Kava jest to napój charakterystyczny dla wysp Południowego Pacyfiku. Jest robiony z korzenia jakiegoś drzewa. Piłam to już na Fiji. Chciałam, żeby Marcin spróbował. Z tym, że na Fiji był cały rytuał. Tu podają mętny napój w miseczce i musisz duszkiem wypić, nie smakować. Ja  wypiłam dwa łyki i miałam zdrętwiały język i wargi. Marcin wypił swoją i moją porcję. najpierw mówił ze to świństwo. Miał zamiar kupić to do Polski ale nie jednak nie kupi. Potem zmienił zdanie.Po chwili stwierdził, że  to działa, daje kopa. W końcu stwierdził, że to bardzo dobre i kupi do Polski . Jeszcze godzinę po  wypiciu czuł działanie kavy. Na kolację zdecydowaliśmy się iść do chińskiej restauracji. Nie byłam za bardzo przekonana, ale dobra  niech będzie. Karta jak zwykle bogata. Zamawiam pierożki i wołowinę, Marcin zupę i kurczaka z orzeszkami. Mnie pierożki przynoszą  suche odgrzewane w mikrofali. nadzienie dobre ale ciasto suchy wiórek. Już nie chcę robić afery, bo już  goście za nami się kłócą. Wołowina w zależności od kawałka , Niektóre niezbyt świeże. Przy następnym stoliku kolejna awantura z kelnerem. Marcin zamówił sok z pomarańczy. W karcie tylko świeżo wyciskany. Przynoszą nam słodką wodę z cukrem  w kolorze pomarańczy. Gdy kelnerka przynosi rachunek odmawiamy zapłaty za sok. Ona tłumaczy że nie ma wyciskanego i podaje taki z kartonu. My nie chcemy za niego zapłacić. Oni wlewają  sok z naszych szklanek do dzbanka i mówią żeśmy trochę wypili to mamy zapłacić.. Ja powiedziałam, że zapłacę za jedzenie jak chcą, jeśli nie to my wychodzimy. W końcu zmienili rachunek zgodnie z naszym życzeniem. Wracamy do pokoju. Ja walczę z blogiem. Marcin przygotował część zdjęć i poszedł spać. Jutro rano pakowanie i wielki powrót.

plaża przy ośrodku

jest odpływ

czas relaksu

na terenie ośrodka


dziwne stwory





odkryta rafa

odkryta rafa







samoloty zaczynają latać



kanu

Marcin próbuje




złowione ośmiornice

całodzienny połów


ciekawe drzewo

Marcin pije kavę

druga czarka kavy

ostatni zachód słońca

widok z Golden Port

na rafie

na rafie 



na rafie

na rafie

na rafie


na rafie


Marcin łowi

próbuje z brzegu



jest sukces


na rafie


na rafie

na rafie


ogromne małże

wielkie małże

wielkie małże

Marcin stracił kamerkę

Została wyłowiona


na rafie

na rafie


na rafie

na rafie

na rafie


wielkie małże




niebieska rozgwiazda

na rafie

na rafie





na rafie

na rafie

na rafie





2 komentarze:

  1. Może trzeba było tej złowionej rybce przedstawić trzy życzenia... Na przykład jedno o pyszny i świeży sok pomarańczowy, nie trzeba by było awantur urządzać w chińskich restauracjach... 🤣🤣🤣
    A podwodny świat imponujący... 😇😇😇
    TW

    OdpowiedzUsuń
  2. To naprawdę już koniec wyprawy?!?! 🥺
    Bardzo szybko upłynął ten miesiąc...
    Dzięki za podzielenie się swoimi przygodami, wrażeniami i pięknymi zdjęciami... 😇😇😇
    Halinka na dachu Jeepa na tle krateru mogłaby wygrać niejeden konkurs fotograficzny... 🌷🌷🌷
    TW

    OdpowiedzUsuń