poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Madera 29 kwietnia

 29 kwietnia

  Śpimy wyjątkowo długo. Na spokojnie idziemy na śnaidanie. Potem ruszamy do Camara  de Lobos . Ewa przezywa jazdę. proponowałam,ze poprowadzę, ale nie zgadza się,bo samochód jest na nią jako kierowcę. Może ma rację, ale ja  nie boję się jazdy po górach. Wprawdzie nie wiem jak by mi szło takim  małym samochodem z  manualną skrzynią biegów ale może Ewa by tak nie przeżywała. Po 5 kilometrach docieramy do Camaro de Lobos. Było to ulubione miejsce Churchila/Hotel w którym mieszkał  i malował oczywiście jest pełne  pamiątek po nim. Przed hotelem fotelik na którym można usiąść obok malującego zatokę Churchila. nawet w kibelku  Churchil pokazuje gdzie usiąść. Widok z hotelu na zatokę przecudny. Z obu stron poszarpane skały lawinowe , a między nimi  zatoka.Wchodzimy na szczyt Ilhau . Widok z góry na zatokę i dalsze klify imponujący. Potem zaglądamy do najstarszej kaplicy w mieście i jednej z najstarszych na Maderze.. Chcemy jechać na najwyższy klif Europy    Cabo Girao. Ewa się boi. proponuję wziąć taksówkę, bo po co ma się dziewczyna denerwować. Ustalamy cenę z kierowczynią (bo to kobieta) i najstarszych. Droga pełna zakrętów i mocno pd górę. Myślę, że  swoim samochodem nawet nie drgnęła by mi powieka, ale czy Fiat 500 dałby radę nie wiem.Na szczycie próbujemy kupić bilety , ale coś nam nie wychodzi. Z maszyną nie pogadasz. W końcu po przyciśnięciu wszystkich guzików wyskoczyły dwa bilety. Jest sukces. Atrakcją jest tu szklana platforma unosząca się 589 mnpm. Prawdę mówiąc nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Fajnie patrzeć przez szybą na wybrzeże  znajdujące się 589 pniżej.   Robimy zdjęcia i wracamy do miasteczka.Po drodze zatrzymujemy się by zrobić zdjęcia na punkcie widokowym. Po raz kolejny stwierdzamy, że najwięcej jest na Maderze Polaków. Wszędzie słychać polski język.  Po powrocie spacerujemy po miasteczku. Jest śliczne. Wąskie uliczki, zaułki, które mają nieoczekiwane. Wchodzimy do kościoła św. Sebastiana Kościół ozdobiony jest płytkami azulejos . Ma piękny  ołtarz drewniany pokryty złotem. Wracamy do Funchal. Załatwiamy na jutro wycieczkę do Lewady 25 wodospadów. W biurze podróży jest Ukrainka, która biegle mówi po Polsku. Studiowała w Polsce, a teraz mieszka na Maderze.Wracamy do hotelu i chwila odpoczynku przy basenie. Tez nam się należy. gdy poczułyśmy głód ruszamy na naszą ulubioną uliczkę Santa Maria. Tu zatrzymujemy się na restauracji Santa Maria. Zamawiamy ryż z krewetkami i zielone wino. Widziałyśmy wcześniej, że taki ryż  przynosili w garnku i był w sosie pomidorowym. Jakież było nasze zaskoczenie gdy kelnerka przyniosła nam na oddzielnych talerzach porcje ale ryż na żółto. Nie wiem jak smakował tamten ryż z garnka, ale ten był wyśmienity. Krewetki były tak smaczne że jeszcze w życiu takich nie jadłam. Dosłownie pachniały. Człowiek gryzł, gryzł i nie miał ochoty połknąć, bo smak był boski.Ryż ugotowany i doprawiony nieziemsko a do tego zielone wino. Małmazja. Porcja taka,że  było akurat. Gdy zapłaciłyśmy i odchodziłyśmy od stolika kelner mówi do nas "Dziękuję" i pyta jak jest po polsku do widzenia/Pokazuje nam zdjęcia Polaka przyjaciela. Mówi wiele słów po polsku. Taki miły akcent. Wracamy nieśpieszne do hotelu. Zaglądamy do sklepów. kupuje pastę z sardynek dla Stasia. Po drodze kupujemy na jutrzejszą wycieczkę bułki z chorizo , a na wieczór babeczki i butelkę wina zielonego.Jutro wczesne wstawanie.


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz